Na zatrudnienie dodatkowych urzędników, wynagrodzenia ekspertów, wynajem powierzchni, wyposażenie biur, systemy informatyczne, rachunki za telefon, informację, promocję itp. samorządy wydały już 230 mln zł z funduszy na lata 2007 – 2013.To 0,45 proc. z 16,6 mld zł, jakimi urzędy marszałkowskie dysponują w ramach regionalnych programów operacyjnych.
Obsługa unijnego wsparcia kosztuje i UE daje na to pieniądze. Nie byłoby więc nic złego w tym, że samorządy intensywnie przygotowują się do wdrażania swoich programów, gdyby nie to, że na razie nie widać efektów tych nakładów. Dotychczas (stan na 9 września), aż w 12 regionach nie podpisano ani jednej umowy z przedsiębiorstwami, organizacjami pozarządowymi czy gminami – wynika z danych Ministerstwa Rozwoju Regionalnego. A to oznacza, że jeszcze ani jedna inwestycja (np. budowa drogi czy rozbudowa firmy) nie otrzymała gwarancji dotacji.
– Taka sytuacja świadczy o tym, że mamy potężne opóźnienia w uruchomieniu pomocy – komentuje Ewa Fedor z Konfederacji Pracodawców Polskich. – Poza tym mam obiekcje, czy te pieniądze zostały dobrze wydane – mówi. Jej zdaniem w poszczególnych regionach brakuje dobrej informacji, szkolenia dla firm są fatalnej jakości, a ocena wniosków może trwać nawet rok.
– To pierwszy rok, gdy wdrażamy programy na lata 2007 – 2013, nic dziwnego, że pierwsze wydatki dotyczą właśnie zatrudnienia czy komputerów – mówi Marek Sowa, wicemarszałek woj. małopolskiego. Przyznaje jednak, że na razie wyniki przygotowań są marne. – Na przeszkodzie zawieraniu umów stanęły problemy z prawem środowiskowym – dodaje.
Na ekokłopoty narzeka też Robert Michalski, dyrektor w zachodniopomorskim urzędzie marszałkowskim. – Na wiosnę musieliśmy wstrzymać trwające już konkursy i rozpisywać nowe. Gdyby nie to, realizowalibyśmy już pierwsze projekty z zakresu wsparcia dla przedsiębiorców – podkreśla.