Rz: Czy bankom centralnym może zabraknąć środków na kolejne interwencje na rynkach?
Mirosław Gronicki:
Możliwości szukania dodatkowych pieniędzy przez Fed są już coraz bardziej ograniczone. Nie ma on rezerw walutowych, ale korzysta z aktywów i pasywów w formie różnych instrumentów pieniężnych. Pomoc i ratowanie instytucji operujących na rynku hipotecznym w USA polega na tym, że są one obejmowane gwarancjami i zasilane pewną kwotą środków. Te procedury sprawiają, że możliwości takich interwencji przez Fed są ograniczone. Inne banki centralne, np. japoński czy europejski, mają rezerwy walutowe, z których mogą korzystać i zasilać nimi system finansowy. Celem operacji otwartego rynku jest poprawa płynności, ale w efekcie kryzysu wiarygodność instytucji finansowych się pogorszyła. Dlatego na rynek musi zostać wpompowana większa ilość pieniądza niż przed kryzysem, by osiągnąć ten sam efekt. To jest obecnie największy problem, który rozpoczął się jeszcze od polityki Alana Greenspana. On zaczął ratować gospodarkę przez obniżkę stóp procentowych. Ale na to nałożyły się problemy w systemie finansowym i w efekcie nie można było dalej obniżać stóp, by zwiększyć płynność. Stąd konieczność wykorzystywania innych instrumentów.
Jakie zagrożenia niosą obecne działania Fed i innych banków?
Istotne jest to, na co pieniądze są wydawane. Jeśli na zwiększenie płynności, to nie ma większych zastrzeżeń. Natomiast jeśli są przeznaczane na ratowanie instytucji finansowych, to mamy do czynienia z moralnym hazardem. Konsekwencje takiego działania w przyszłości mogą być negatywne. Zdecydowanie ten pierwszy sposób interweniowania na rynku jest bezpieczniejszy. Powstaje też pytanie, czy pomoc jednej instytucji spowoduje zmniejszenie ryzyka w systemie, czy będzie oczekiwanie na pomoc dla kolejnych. W efekcie takiego działania może się nakręcić spirala inflacyjna.