Będziemy zmierzali do tego, by w pracach rządu podjąć tego rodzaju działania prawne. Zebraliśmy zarówno ekspertyzy prawne, jak i opinie instytucji rządowych i Prokuratorii Generalnej. Jeśli to się nie uda, będziemy wnioskować o uchwalenie odpowiedniej ustawy, tak aby ten problem został gruntownie rozwiązany – mówił w piątek na konferencji PSL wicepremier Waldemar Pawlak. Wyjaśnił, że choć umowy opcyjne nie były „podpisywane z pistoletem przy głowie”, to jednak były rażąco dyskryminujące dla klientów banku. – Umowy zakładały niesymetryczność korzyści – powiedział.
Nieco łagodniej o sprawie opcji walutowych wypowiadał się wczoraj premier Donald Tusk. – Część firm dała się zwieść pokusie, że można uzyskać duży zysk z takiej gry. Będziemy się temu przyglądać – powiedział premier. Zaznaczył, że na razie nie ma przesłanek, by twierdzić, iż charakter tych operacji był nielegalny.
Także w piątek „Puls Biznesu” opublikował na swoich stronach internetowych raport dr. Mariusza Andrzejewskiego z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Naukowiec zbadał umowy między bankami a firmami dotyczące opcji. Z jego analizy wynika, że wystawianie przez firmy opcji call, które są teraz przyczyną strat, nie miało dla nich ekonomicznego uzasadnienia. „Eksporterzy, którzy stali się wystawcami opcji call, najprawdopodobniej uczynili to w wyniku podstępnego wprowadzenia ich w błąd przez banki” – pisze Andrzejewski.
Powodem, dla którego naukowiec kwestionuje uczciwość banków, jest konstrukcja oferowanego przez nie „instrumentu zerokosztowego”. Z jednej strony eksporter kupował opcję put, zabezpieczającą go przed umocnieniem złotego (a więc mniejszymi zyskami z eksportu). Jednak żeby nie płacić za możliwość zrealizowania takiej opcji, za namową banku, wystawiał opcję typu call, czyli zobowiązywał się do dostarczenia bankowi euro po określonym kursie.
Bankowcy bronią się, mówiąc, że nie wierzą, by firmy podpisywały coś, czego działania nie rozumiały. – Większość eksporterów korzystała z tego instrumentu przez ostatnie lata, a banki wypłacały im pieniądze z tytułu rozliczenia takich transakcji – mówi Radosław Kudła, dyrektor Departamentu Global Markets w Deutsche Banku.