Od soboty rano zablokowali największe centrum handlowe w Bangkoku — budynki przy Siam Square - Central World, Zen,Siam Paragon.
Zamknięta dla ruchu i zapełniona protestującymi jest nadal kluczowa dla transportu Ratchadamnoed Road. To wszystko miejsca, gdzie najczęściej robią zakupy zagraniczni turyści, gdzie jedzą i odpoczywają. W dzielnicy tej mieści się również kilkanaście pięcio- i czterogwiazdkowych hoteli, w tym Grand Hyatt Erewan Hotel i InterContinental. Zarządzający tymi hotelami odwołali wszystkie imprezy zaplanowane na Wielkanoc. Turystyka przynosi gospodarce tajlandzkiej ponad 5 proc. PKB.
Inna sprawa, że turyści często omijają Bangkok, latając z USA, Europy i Australii bezpośrednio na wyspy - Phuket, Ko Samui, lub na Krabi. Stolica z kilkunastoma bazarami funkcjonującymi także w nocy , uważana jest jednak za najlepsze miasto do zakupów.
[srodtytul]Ambasady ostrzegają[/srodtytul]
Chociaż na ulicach stolicy Tajlandii jest w tej chwili - według informacji policyjnych - nie więcej, niż 60 tysięcy protestujących, to jednak zakłócenia w ruchu są ogromne. Władze miasta wyliczyły, że zablokowanie dzielnicy handlowej powoduje straty nie mniejsze, niż 15 mln dol. dziennie. Wczoraj, mimo że poniedziałek Wielkanocny jest w Tajlandii normalnym dniem pracy w ścisłym centrum miasta zamknięte były banki. Nie funkcjonowały stacje benzynowe. Demonstrujący są jednak cały czas bardzo sympatycznie nastawieni wobec turystów, nie ma mowy o żadnej agresji. Gościom mieszkającym, jak informują miejscowe media, coraz bardziej agresywny jest jednak język przywódców „czerwonych koszul" i coraz częstsze są również słowne ataki na najbliższych współpracowników króla Tajlandii, Bhumibola.