Obradujący w Waszyngtonie politycy najwyraźniej postanowili odwrócić uwagę mediów od najdłuższego w historii pojedynku tenisowego i ponad 20 godzin uzgadniali ostateczny kształt ustawy reformującej Wall Street. W końcu około 5.40 nad ranem udało im się pogodzić wersje przyjęte wcześniej przez Izbę Reprezentantów i Senat.
Nowy dokument musi zostać jeszcze raz uchwalony przez obie izby parlamentu, ale wszyscy w Waszyngtonie się spodziewają, że będzie to już tylko formalność. Prawdopodobnie głosowanie odbędzie się w przyszłym tygodniu, aby 4 lipca, w Dzień Niepodległości, prezydent Barack Obama mógł złożyć podpis pod forsowaną przez Biały Dom od ponad roku reformą.
– Ta wersja ustawy zawiera 90 procent tego, co proponowałem, gdy podjąłem tę walkę – cieszył się już w piątek amerykański przywódca przed odlotem do Kanady na szczyt G8 i G20. Barack Obama zaznaczył, że to najbardziej gruntowna reforma finansowa od czasu przepisów przyjętych po wielkiej depresji. Podkreślił także, że ustawa wreszcie "pociągnie Wall Street do odpowiedzialności" i sprawi, że żadna instytucja finansowa nie będzie już "zbyt duża, by upaść".
Ostateczna wersja ustawy jest łagodniejsza niż ta proponowana przez Biały Dom. Wprowadza jednak m.in. słynną "zasadę Volckera", która zakłada zakaz podejmowania przez banki komercyjne dużych, ryzykownych inwestycji na własny rachunek. Kongresmeni uzgodnili ostatecznie, że banki będą mogły inwestować w fundusze hedgingowe czy private equity do 3 procent wartości swojego kapitału.
Banki będą musiały także podwyższyć kapitał własny, ale pod wpływem nacisków ze strony republikanów i lobbystów z Wall Street dostały na to aż pięć lat.