Statystyczny mieszkaniec naszego kraju nie zdaje sobie sprawy z tego, że miód oraz inne produkty pszczele to tylko znikoma (kilka proc.) część pożytku z tych owadów. Główną korzyścią z pszczół jest pomnażanie plonów roślin owadopylnych, a stanowią one około 80 proc. całego świata roślin. Przy produkcji miodu pszczoła też się nie oszczędza. Żeby zebrać go tylko 1 kg, musi odwiedzić kilkaset mln kwiatów.
Ostatnią zimę polskie pszczoły przeżyły bardzo dobrze. W zdecydowanej większości pasiek ubytki pszczół są minimalne. Ale główne zagrożenie czeka pszczoły dopiero latem, kiedy przyjdzie się im zmierzyć z nie do końca dokształconymi ogrodnikami amatorami albo z niczego nieświadomymi plantatorami roślin uprawnych. Bo i skąd plantator kukurydzy ma wiedzieć, że kiedy sieje zaprawioną imidakroplidem kukurydzę, to roślina zechce się pozbyć tej trucizny i wydali ją z siebie przy pierwszej nadarzającej się okazji. Tzn. wtedy, gdy będzie miała już liście. I to właśnie na nich osadza się ta trucizna w postaci rosy. Gdy strudzona lotem pszczoła napije się tej „wody", ginie po kilkunastu albo po kilkudziesięciu sekundach.
Zagrożenia dla pszczół istnieją też na polach rzepaku, a to przecież jeden z głównych tzw. pożytków pszczół.
– Stosowane obecnie tuż przed kwitnieniem środki tak się przylepiają do otoczki kwiatu, że zatruwają pszczoły jeszcze pięć dni po zakwitnięciu rzepaku – mówi prezydent Polskiego Związku Pszczelarskiego Tadeusz Sabat.
I dodaje do tego tak powszechne uchybienia jak brak na opakowaniach środków ochrony roślin okresów karencji, brak informacji, jakimi środkami i kiedy opryskiwane były pola (nie ma takiego obowiązku) itp.