W ubiegłym roku krajowe firmy notowane na giełdzie zarobiły w sumie ponad 35 mld zł. To o 34 proc. więcej niż w roku poprzednim.
W kasach spółek wciąż znajduje się prawie 87 mld zł, które firmy „produkowały" w czasach kryzysu. Mają więc pieniądze i na inwestycje, i na wypłaty dla akcjonariuszy. Nie dziwi więc, że zapowiada się rekordowy rok pod tym względem. Z dotychczasowych deklaracji krajowych spółek i już podjętych przez WZA decyzji w sprawie podziału zysków za ubiegły rok wynika, że łączna kwota wypłacona akcjonariuszom przez polskie spółki giełdowe przekroczy 15,7 mld zł. Firmy przeznaczą na ten cel ponad połowę wypracowanych w ubiegłym roku zysków.
Dotychczas deklaracje w sprawie dywidendy złożyło ponad 80 spółek. Przeszło 40 proc. propozycji zostało już zatwierdzonych przez walne zgromadzenia akcjonariuszy. Pewne jest więc, że 7,5 mld zł już na pewno będzie wypłacone. Na kolejne 7,7 mld zł możemy liczyć od firm, których zarządy złożyły deklaracje w sprawie podziału zysku za ubiegły rok. Jeśli dołożymy do tego spółki, które w ubiegłym roku dzieliły się z akcjonariuszami zyskiem, i założymy, że nie zmienią swojej polityki dywidendowej, dojdzie do tego kolejne 380 mln zł.
Po uwzględnieniu tych firm może się okazać, że również pod względem liczby spółek dzielących się zyskiem padnie rekord. Dotychczas około 25 proc. płaciło dywidendy. W tym roku odsetek ten może przekroczyć 30 proc. Na tle zachodnich giełd, gdzie dywidendy płaci 80 – 90 proc. notowanych firm, to wprawdzie niewiele, ale w miarę rozwoju naszego rynku kapitałowego i poprawy w gospodarce ten odsetek powinien rosnąć.
– Fakt, że coraz więcej firm płaci dywidendy, świadczy o tym, iż nie obawiają się o swoją przyszłość, jak to miało miejsce w kryzysowym roku 2009, kiedy to zyski zatrzymywano w spółkach. Warto też zwrócić uwagę na utrzymujący się wysoki stan gotówki w kasach firm i nadal ich niskie zadłużenie. To, a także łatwiejszy dostęp do finansowania zewnętrznego, sprawia, że coraz więcej firm może się decydować na wypłaty z zysków bez większego wpływu na przyszłe inwestycje – mówi Tomasz Bardziłowski, szef biura maklerskiego Credit Suisse.