W piątek euro było najtańsze od roku i kosztowało 4,06 zł. Za dolara płacono 3,28 zł, a za franka szwajcarskiego 3,38 zł. Sporo dobrego dla naszej waluty zrobiły dobre dane z amerykańskiej gospodarki, po których wobec euro umocnił się dolar. Jeszcze na początku czerwca euro kosztowało ponad 4,40 zł.
– Umocnienie przyspieszyło, odkąd złoty oderwał się od słabnącego kursu euro wobec dolara. To świadczy o sile naszej waluty – zauważa Rafał Benecki z ING Banku. Ekonomista tłumaczy to polityką Europejskiego Banku Centralnego, który obniża stopy procentowe, dlatego wysokooprocentowane waluty przyciągają chcących zarobić inwestorów.
Kluczowe dla umocnienia złotego jest to, że zagraniczni inwestorzy chętnie kupują polskie obligacje. Udział zagranicy w papierach skarbowych to już rekordowe 33 proc. W piątek rentowność 10-letnich obligacji wynosiła 4,70 proc., czyli najmniej od 2006 r. i mniej niż wynosi główna stopa procentowa NBP. Pięcioletnie papiery były wyceniane blisko historycznych rekordów. Rynkowi długu i złotemu pomagają też oczekiwania rynku na to, że spowalniająca gospodarka wkrótce zmusi władze monetarne do cięcia kosztu pieniądza.
Ekonomiści ostrzegają jednak, że im więcej zagranicznego kapitału płynie na nasz rynek długu, tym większe mogą być straty, kiedy turbulencje w strefie euro ponownie zatrząsną rynkami. – W przypadku nagłego odpływu kapitału z rynku długu, zagrożone są też notowania naszej waluty – mówi Maja Goettig, główna ekonomistka KBC Securities.
W nadchodzących tygodniach nasza waluta może jeszcze kontynuować dobrą passę. - Z punktu widzenia inflacji czy długu publicznego, zwłaszcza zagranicznego, to jest bardzo pozytywne. Trzeba jednak pamiętać, że silny złoty nie jest korzystny dla eksporterów – przypomina Monika Kurtek z Banku Pocztowego i dodaje, że dopiero poziom poniżej 4 zł za euro mógłby zagrozić konkurencyjności naszych towarów za granicą.