Rosniedry, rządowa agenda ds. złóż surowcowych, podała, że przetarg na złoże Łodocznoje (zasoby to 43 mln ton ropy i 70 mld m sześc. gazu) odbędzie się 11 grudnia, na Szpilmana (146 mln t i 14 mld m sześc.) – 18 grudnia, a na Imiłorskoje (193 mln t ropy i 24 mld m sześc. gazu) – 25 grudnia. Warunki przetargu stanowią, że ok. 30 proc. wydobywanej ropy zwycięzca musi przerabiać na terenie Rosji. Wybór rafinerii należy do posiadacza licencji. Ceny wywoławcze są wyśrubowane. Wynoszą odpowiednio: 3,6 mld rubli (120 mln dol.), 14 mld rubli (450 mln dol.) i 24,4 mld rubli (790 mln dol.). Mimo to do rywalizacji stają wszystkie największe koncerny Rosji: Rosnieft, Łukoil, Surgutnieftiegaz i Gazprom nieft. Trzy pierwsze już tam pracują.
Szefowie paliwowych gigantów zdają sobie sprawę, że to ostatnie dostępne na lądzie, przebadane i częściowo już eksploatowane złoża. Ich odkrycie nastąpiło jeszcze w czasach ZSRR.
Według tegorocznego raportu BP z czerwca, Rosja już za rok, dwa straci światowy prymat w wydobyciu ropy. Jej udowodnione zasoby ropy zawierają tylko 5,3 proc. zasobów ziemskich. Lider – Wenezuela ma 18 proc. światowych zasobów, Arabia Saudyjska 16 proc., a Kanada – 11 proc.
Rosja ma wprawdzie ogromne złoża na szelfie arktycznym, ale wymagają one równie gigantycznych nakładów, nowoczesnych technologii i dopuszczenia zachodnich partnerów. A to z kolei jest decyzją polityczną.
5,3 procent światowych zasobów ropy naftowej położonych jest w Rosji (wg raportu BP)