Nie jest to temat nowy, bo pojawia się już od kilku lat. Zwolenniczką dobrowolności uczestnictwa w funduszach emerytalnych była Jolanta Fedak z PSL, była minister pracy. Głośno mówi o tym OPZZ czy Prawo i Sprawiedliwość.
Rząd już rozważał ten aspekt pod koniec 2010 r., gdy zapadała decyzja o obniżeniu wysokości składki przekazywanej do OFE. Z naszych informacji wynika, że zajmie się tą kwestią także teraz, w związku z planowanym przeglądem prawa dotyczącego funduszy emerytalnych.
Bez gwarancji
- Uważam, że OFE powinny być dobrowolne – mówi ekonomista Andrzej Bratkowski, członek Rady Polityki Pieniężnej. Na pytania o argumenty, odpowiada: - Argumenty niech przedstawiają ci, którzy zmuszają ludzi do tego. Jeśli komuś czegoś się zabrania lub coś nakazuje, trzeba to uzasadnić – dodaje Bartkowski.
Podobnego zdania jest Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha. - Nie jestem zwolennikiem administracyjnego likwidowania OFE. Jeśli już są, to niech ludzie dokonają wyboru czy chcą w nich pozostać. Jeśli tak, to państwo nie zagwarantuje im minimalnej emerytury – tłumaczy. Od dawna zwolenniczką co najmniej dobrowolności, jeśli nie likwidacji w ogóle tych instytucji, jest prof. Leokadia Oręziak z SGH.
Aleksandra Wiktorow, Rzecznik Ubezpieczonych, była prezes ZUS i wiceminister pracy, uważa, że dobrowolność uczestnictwa w OFE zależy od przyjętej formuły wypłaty świadczeń. - Jeśli zostanie zdecydowane, że całość pieniędzy zgromadzonych w OFE trafia do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, to ich istnienie nie ma sensu. Jeśli jednak zdecyduje się, że wypłata odbywa się bez pośrednictwa ZUS, nie ma sumowania świadczeń z I i II filara, a osoby mają swobodę dysponowania tymi pieniędzmi, to wtedy OFE należałoby pozostawić – uważa Wiktorow.