Ministrowie finansów strefy euro na nieformalnym posiedzeniu w piątek i sobotę w Dublinie nie dyskutowali o Słowenii, która wymieniana jest jako kolejny potencjalny kandydat do pomocy ratunkowej. To pozwoliło na utrzymanie niezmienionej listy ofiar kryzysu: Grecja, Irlandia, Portugalia, Hiszpania i Cypr.
Jednak w tym gronie tylko o jednym państwie można mówić z optymizmem. – Irlandia to żywy przykład, że program dostosowawczy działa – powiedział Jeroen Dijsellbloem, szef eurogrupy. Od wielu miesięcy kraj jest komplementowany, bo jako jedyny spośród ratowanych ma szansę – jeszcze w tym roku – wrócić na rynek finansowy i sięgnąć po pieniądze od prywatnych pożyczkodawców.
Problemów przybywa
Pozostali mają problemy. Hiszpania może potrzebować kolejnych lat na obniżenie deficytu budżetowego poniżej unijnego maksimum 3 proc., Grecja żyje z drugiego programu ratunkowego, a w Portugalii cały program stanął pod znakiem zapytania, gdy sąd konstytucyjny zakwestionował niektóre z reform oszczędnościowych rządu. Jakby tego było mało, ostatni przypadek – Cypr – znów się skomplikuje.
Gdy kilka tygodni po niechlubnej próbie złamania zasady 100-proc. gwarancji dla depozytów poniżej 100 tys. euro eurogrupa osiągnęła w końcu lepsze porozumienie, wydawało się, że sprawa jest załatwiona. Okazuje się jednak, że potrzeby finansowe Cypru mogą być znacznie większe niż wcześniej szacowano: 23 mld euro zamiast 17 mld.
– Najważniejsze, że nie zmienia się wartość pomocy. Cypr, tak jak wcześniej ustalono, dostanie 10 mld euro, z czego 9 mld z Europejskiego Mechanizmu Stabilności i 1 mld euro z MFW – powiedział Dijsselbloem. To oznacza jednak, że Cypr musi znaleźć u siebie nie 7, ale aż 13 mld euro. Skąd ma je wziąć, skoro na najbliższy rok przewidywana jest recesja, nawet 15-proc.?