Organizatorzy konferencji robią wszystko, żeby oddzielić profesjonalizm WEF od „bachanaliów" wieczornych przyjęć i nie narazić się na zarzuty o komercjalizację spotkania. Uczestnicy konferencji jednak nie mają wątpliwości co do tego, że poważna tematyka konferencji nijak nie przystaje do wieczornych spotkań, chociaż wbrew pozorom nie mówi się tam wyłącznie o sprawach błahych. Z drugiej strony jednak, mimo że zarząd WEF bardzo dba, żeby liczba uczestników konferencji w żadnym wypadku nie przekroczyła 2,6 tys. osób, i to się udaje. Ten skład uczestników w ciągu ostatnich lat drastycznie się zmieniał. Kiedyś byli to politycy, biznesmeni i dziennikarze oraz obsługa techniczna. Potem dołączyły do nich światowe gwiazdy rozrywki, oraz przedstawiciele organizacji pozarządowych. Teraz może tutaj przyjechać niemal każdy. Pod warunkiem, że jest ważną osobistością polityki, bądź biznesu, zarejestruje się odpowiednio wcześnie, zapłaci odpowiednią kwotę i zostanie zaakceptowany przez organizatorów. Zmienia się także sam charakter konferencji. Kiedyś podkreślano, że jest to wymiana opinii. Teraz coraz częściej załatwia się tutaj konkretne sprawy. Uczestnicy także przyznają, że Davos, to miejsce, gdzie trzeba się pokazać pod koniec stycznia. Niektórzy z nich nawet przyznają, że mimo zapłaconych tysięcy dolarów rzadko się pojawiają w centrum konferencyjnym, gdzie odbywają się panele i debaty. Raczej szukają okazji, żeby znaleźć się na właściwym party. — I nie chodzi o to, żeby się tam napić, czy potańczyć. Tam właśnie robi się biznesy- mówił jeden z nich. Bo rzeczywiście na rozrywkowe imprezy, czy to w luksusowym hotelu Belvedere, czy w którymś z eleganckich górskich „szałasów" zazwyczaj przychodzą ci, którzy rządzą, chociaż może nie zarządzają światową gospodarką.
I wiadomo, że to w Davos właśnie założyciel Facebooka, Mark Zuckerberg zaprzyjaźnił się z Sheryl Sandberg, która dzisiaj jest dyrektorem generalnym jego spółki.
Organizatorzy konferencji nie ukrywają, że nie mają wpływu jak liczne i jak wykwintne są przyjęcia wydawane przez uczestników konferencji. Przyznają jednak, że niektóre z nich nie spełniają standardów konferencji. Tyle, że bez osobistości, które takie party organizują „Davos" nie byłoby tym czym jest. Tak samo nie zarabiałyby hotele i restauracje.
Tylko niektóre firmy starają się zachować umiar. Indyjski Infosys, który od lat jest partnerem forum rokrocznie promuje w Davos hinduską kuchnię. Bez specjalnego rozmachu, ale w hotelu Belvedere. Prezes Infosys, tak samo jak i Hubert Burda, właściciel medialnego imperium, który także wydaje w Davos przyjęcie zapewniają jednak, że nie mają nic przeciwko ekstrawagancjom światowych firm IT. — Niech się chłopcy bawią — mówił Hubert Burda. Najważniejsze, że tutaj są- dodał.