Pod koniec maja Birinyi, prezes firmy analitycznej Birinyi Associates, oceniał, że do końca III kwartału S&P 500 wzrośnie do 1970 pkt. Wówczas wskaźnik ten oscylował wokół 1910 pkt. Tym samym spełniła się poprzednia prognoza Birinyi'ego, wedle której S&P 500 miał w II kwartale przebić 1900 pkt.

We czwartek S&P 500 zakończył sesję na poziomie 1985 pkt, więc majowa prognoza Birinyi'ego zaczęła wyglądać na zbyt ostrożną. Po sesji ocenił on więc, że do końca roku indeks ten powinien dojść do 2100 pkt., co oznaczałoby zwyżkę jeszcze o 5 proc. Całoroczna stopa zwrotu sięgnęłaby w efekcie blisko 16 proc.

- Rynek przebił nasz cel, ustalony na 1970 pkt, i zrobił to z pewnością siebie. Teraz więc oceniamy, że rynek ma potencjał osiągnięcia 2100 pkt w perspektywie sześciu miesięcy – napisał w nocie do klientów amerykański analityk.

– Inwestorzy powinni zdać sobie sprawę, że to nie jest zwyczajny, przeciętny, typowy czy normalny rynek byka i w związku z tym wiele strategii i wskaźników stało się bezużytecznych – dodał.

Szef Birinyi Associates był jednym z pierwszych amerykańskich obserwatorów rynku, którzy na przełomie 2008 i 2009 r. dostrzegli koniec bessy. Od tego czasu pozostaje optymistą. Na początku tego roku ostrzegał jednak, że S&P 500 nie będzie już zwyżkował tak jednostajnie, jak w ub.r., gdy zyskał 29,6 proc. Wskazywał też, że należy się spodziewać większej zmienności jego notowań, tymczasem obecnie jest ona najniższa od lat.