Ministrom z 12 krajów negocjujących porozumienie o partnerstwie transpacyficznym (TPP), które objęłoby kraje od Chile po Japonię i dotyczyłoby 40 proc. światowej gospodarki, zabrakło niewiele do ostatecznego porozumienia, ale są przekonani, że jest ono w zasięgu ręki. — Na tym spotkaniu uporano się z kwestią zaniżonego wzrostu w taki sposób, że było to znacznie lepsze spotkanie ministrów od wszystkich dotychczasowych. Wyraźnie widać, że zostały dwie naprawdę trudne kwestie, jedną z nich jest nabiał — stwierdził Nowozelandczyk Tim Groser. Według Australijczyka Andrew Robba, problem dotyczy wielkiej czwórki gospodarek: USA, Kanady, Japonii i Meksyku. — To smutne, bo 98 proc. uzgodniono — dodał.
Fiasko konferencji jest porażką Baracka Obamy, bo jego administracja uważa ten pakt za ekonomiczną dźwignię Stanów w Azji i za okazję stworzenia przeciwwagi dla wpływów Chin w tym regionie. Rozmowy z udziałem 650 negocjatorów, setek udziałowców i 150 dziennikarzy uważano za ostatnią szansę przedstawienia ostatecznej umowy Kongresowi USA w tym roku, przed wyborami prezydenckimi w 2016 r. i kampanią wyborczą.
TPP ma ambicję znormalizowania dla wszystkich sygnatariuszy dwustronnych kwestii dostępu do rynku eksportowego w różnych aspektach, od prawa pracowniczych po ochronę środowiska i procedury rozwiązywania sporów między rządami i inwestorami zagranicznymi
Przeszkody te same
Mimo osiągniętych postępów istnieją nadal sporne punkty blokujące dojście do porozumienia mimo ostatnich 4 dni dyskusji na Hawajach. Nie ustalono tam daty następnego spotkania ministrów.