W marcu inflacja w Polsce przyspieszyła do 4,4 proc. rok do roku, z 3,6 proc. miesiąc wcześniej. Wyższa była poprzednio w grudniu 2011 r. Z piątkowych danych Eurostatu wynika, że tak szybkiego wzrostu cen towarów i usług konsumpcyjnych nie doświadcza obecnie żaden inny kraj UE. Na drugich pod tym względem Węgrzech inflacja wynosiła w marcu 3,9 proc. rocznie, po 3,3 proc. w lutym. Co więcej, inflacja bazowa, nieobejmująca cen energii i żywności, które w dużym stopniu kształtują się pod wpływem sytuacji na rynkach globalnych, trzeci miesiąc przekraczała nad Wisłą 5 proc. rocznie. W UE nie ma dziś innego kraju, gdzie przekraczałaby ona 2,5 proc.
Taki obraz inflacji nad Wisłą maluje wskaźnik HICP, obliczany według tej samej metodologii we wszystkich krajach UE. Według krajowego wskaźnika CPI inflacja przyspiesza, ale pozostaje wyraźnie niższa. W marcu wynosiła 3,2 proc. rocznie, a w wersji bazowej 3,9 proc. Tym samym różnica między inflacją mierzoną HICP a CPI utrzymała się na rekordowym poziomie 1,2 pkt proc. Ta rozbieżność prowokuje pytanie, który z tych wskaźników jest obecnie bardziej wiarygodny.
Pytany o to na wideokonferencji prezes NBP Adam Glapiński tłumaczył, że inflację HICP podbija wzrost cen usług finansowych, które w tym wskaźniku mają (w Polsce) dużą wagę. Wynosi ona 2,4 proc., podczas gdy we wskaźniku CPI zaledwie 0,04 proc.
Według obu wskaźników ceny tych usług od wiosny ub.r. rosną w ekspresowym tempie, dochodzącym do 50 proc. rocznie. Na wzrost całego CPI ma to jednak znikomy wpływ, a do zmian HICP dodaje 1 pkt proc. Krótko mówiąc, gdyby w obu wskaźnikach udział usług finansowych był podobny, to oba pokazywałyby mniej więcej taką samą inflację. Ale może to w HICP waga tych usług jest bliższa udziałowi w wydatkach na ten cel statystycznego konsumenta?
– Moim zdaniem bliżej rzeczywistości jest pod tym względem skład CPI – ocenia Marcin Czaplicki, ekonomista z PKO BP. Zwraca uwagę, że udział usług ubezpieczeniowych w obu wskaźnikach jest podobny (wynosi 1,1 proc. w HICP i 1 proc. w CPI). Tymczasem jest mało prawdopodobne, aby statystyczny Polak wydawał więcej na usługi finansowe niż na ubezpieczenia.