Potwierdza to także wycena kontraktów terminowych na stopę funduszy federalnych. Pokazuje ona oczekiwany przez rynek poziom kosztu pieniądza. Zgodnie z nią prawdopodobieństwo cięcia o taką właśnie wielkość sięga aż 90 proc.

Po ubiegłotygodniowej niespodziewanej obniżce kosztu pieniądza o 75 pkt proc. pojawiają się coraz liczniejsze głosy, że działania banku pozwolą przezwyciężyć kryzys i pchną amerykańska gospodarkę na ścieżkę wzrostu. Fed tnie stopy już od pięciu miesięcy i inwestorzy liczą, że efekty tego zaczną być wreszcie widoczne w napływających na rynek danych makroekonomicznych. Ale są też opinie, że doprowadzenie realnych stóp procentowych do wartości ujemnych (inflacja w USA przekracza 4 proc., a stopy po obniżce o 50 pkt wyniosą 3 proc.) może się przyczynić do powstania kolejnych baniek spekulacyjnych. Ekonomiści przypominają tu działania byłego szefa Fedu Alana Greenspana. Zdaniem wielu przez drastyczne cięcia stóp doprowadził on do spekulacyjnej bańki na rynku nieruchomości, czyli źródła obecnych kłopotów.

Niemniej jednak te nadzieje pomagają giełdom. Wprawdzie na parkietach wciąż panuje nerwowa atmosfera, ale coraz wyraźniej widać, że po ostatnich spadkach emocje nieco opadły. We wtorek ceny akcji na światowych parkietach poszły w górę. W Azji japoński Nikkei zyskał 3 proc., a HangSeng w Hongkongu – 1 proc. Indeksy giełd zachodnioeuropejskich wzrosły od 1 do 2 proc. (najwięcej paryski CAC40). Amerykanie podeszli do tego bardziej wstrzemięźliwie. Dow Jones Industrial zyskiwał wieczorem zaledwie ok. 0,5 proc.

Również w środę swoją decyzję podejmie Rada Polityki Pieniężnej. Prawdopodobnie stopy pójdą w górę o 25 pkt bazowych (do 5,25 proc.), co – zdaniem analityków – jest już wliczone zarówno w ceny akcji, jak i obligacji, a także złotego. Według nich na nasz rynek wciąż znacznie większy wpływ będzie miało to, co się wydarzy na świecie.