W styczniu inflacja sięgnęła 4,3proc. i była o 0,3 pkt proc. wyższa niż w grudniu i o 0,2 pkt proc. wyższa od prognoz. Wiceminister finansów Stanisław Gomułka stwierdził, że jeżeli tempo wzrostu cen przyspieszy do 6 – 7 proc., będzie to fatalne dla gospodarki. Ekonomista banku CA IB Martin Blum podsumował żartobliwie swój komentarz na temat danych GUS:„Bonjour stagflation”, czyli witaj stagflacjo (stagflacja to niski wzrost gospodarczy połączony z inflacją).
Na razie to tylko emocje.Większość ekonomistów twierdzi, że do końca pierwszego kwartału inflacja jeszcze przyspieszy, a później może się stopniowo obniżać. Z ankiety „Rz”przeprowadzonej jeszcze przed publikacją GUS wśród ośmiu banków wynika, że na koniec grudnia wzrost cen w skali roku może wynieść 3,2 proc. Jest jednak jedno „ale”. – Wiele będzie zależało od pogody. Jeżeli nadchodzące lato znów będzie suche, a zbiory gorsze, to ceny żywności będą dużym zagrożeniem. Problemem jest też presja płacowa – mówi główny ekonomista Raiffeisen Banku Jacek Wiśniewski.
GUS podał także, że wynagrodzenia w firmach wzrosły w styczniu aż o 11,5 proc. w porównaniu z tym samym miesiącem ubiegłego roku, znacznie powyżej oczekiwań. Zwiększa to koszty firm i może zmusić je do szybszego podnoszenia cen.Widać, że drożeje nie tylko żywność, ale też usługi, np. komunalne (wywóz śmieci), czy rekreacja (teatry, kina). Stanisław Gomułka stwierdził, że związki zawodowe powinny ograniczyć żądania płacowe. Inaczej bank centralny może być zmuszony do ostrych podwyżek stóp pro-centowych, co z kolei grozi obniżeniem wzrostu PKB i zwiększeniem bezrobocia.
Inwestorzy już grają na wzrost stóp procentowych. Świadczy o tym oprocentowanie obligacji.Po piątkowej publikacji GUS rentowność papierów dwuletnich zwiększyła się o 0,15 pkt proc. i pierwszy raz od połowy stycznia przekroczyła poziom 6proc. A oprocentowanie papierów dłużnych odzwierciedla właśnie oczekiwania na podwyżki stóp procentowych przez bank centralny oraz perspektywy gospodarcze.
W styczniu inwestorzy martwili się głównie pogarszającymi się perspektywami wzrostu gospodarczego na świecie, dlatego oprocentowanie obligacji spadało. Ale teraz problem wzrostu cen wraca. Prof. Dariusz Filar, członek RPP, stwierdził w piątek, że już w marcu główna stopa NBP powinna wynosić 6 proc., czyli aż o 0,75 pkt proc.więcej niż obecnie. Ekonomiści są przekonani, że to mało prawdopodobne, ponieważ taki wniosek nie zostanie poparty przez większość w RPP. Ale coraz głośniejsze są opinie wskazujące, że w tym roku dojdzie przynajmniej do jeszcze dwóch podwyżek kosztów pieniądza.Tak uważają m.in. analitycy Pekao SA czy ING. Choć nie brakuje też głosów nawołujących do spokoju. –Spodziewamy się jeszcze jednej podwyżki stóp w tym roku, o 25 pkt. bazowych w marcu – stwierdziła Maja Goettig, ekonomistka Banku BPH.