Berlin najpierw wpompował w niemieckie banki 500 mld euro, by uchronić je przed bankructwami. Teraz boi się, że kryzys instytucji finansowych się przeniesie na realną gospodarkę, co groziłoby recesją i wzrostem bezrobocia. Rząd, jako pierwszy w UE, przyjął wczoraj pakiet dotacji, gwarancji kredytowych i ulg podatkowych, które mają chronić firmy przed kłopotami.
– Chcemy wzmocnić potencjał obronny realnej gospodarki – mówił Michael Glos, minister gospodarki. Rząd przyjął "pakiet dla wzrostu i zatrudnienia", który ma w latach 2009 – 2012 uruchomić inwestycje warte 50 mld euro. Koszt dla sektora finansów publicznych wyniesie 23 mld euro.
Pakiet obejmuje ulgi podatkowe na nowe auta i dwuletnie zwolnienia z podatków na samochody przyjazne dla środowiska. Jak podkreślił minister Glos, co szósty zatrudniony w niemieckiej gospodarce zależy od przemysłu motoryzacyjnego, stąd rząd tak się przejmuje jego losem. A koncerny samochodowe już sygnalizują spadek popytu na nowe auta.
W pakiecie znajdą się też warte 15 mld euro gwarancje kredytowe dla małych i średnich firm zagrożonych ostrożną polityką finansową prowadzoną przez banki. Kolejne 3 mld euro pójdą na remonty budynków, by uczynić je energooszczędnymi, a 2 mld euro – na infrastrukturę drogową.
Według ostatnich prognoz KE Niemcom grozi znaczące spowolnienie gospodarcze, ale powinny w 2009 r. się zatrzymać na progu recesji – wzrost miałby być zerowy. Akcja ratowania banków, a teraz wspomagania gospodarki, będzie dużym obciążeniem dla budżetu. – Ale Niemcy mają duże pole manewru – zauważył w poniedziałek Joaquin Almunia, komisarz UE ds. polityki gospodarczej i pieniężnej. Rząd Angeli Merkel wykorzystał bowiem ostatnie lata na zrównoważenie budżetu.