Międzynarodowy Fundusz Walutowy, oceniając kondycję polskiej gospodarki, zalecił powstrzymanie się od przyjęcia euro w czasie kryzysu. Fundusz wskazał, że w kryzysie lepiej mieć płynny kurs walutowy i niezależną politykę monetarną.
Wczoraj premier Donald Tusk powiedział, że na razie rząd nie poda daty wejścia do strefy euro. – Kiedy uzyskamy pewność bliską 100 proc., że ustabilizowała się sytuacja, jeśli chodzi o kurs, zbudujemy bardziej precyzyjne instrumentarium, aby wspólnie (z Radą Polityki Pieniężnej – red.) skutecznie zadbać o politykę kursową i przemyśleć zasady kursowe. Wtedy łatwiej będzie odpowiedzieć precyzyjnie, kiedy można wrócić do ambitnego planu szybkiego wejścia Polski do strefy euro – ocenił Tusk.
Niecały miesiąc temu rząd wycofał się z planu zmiany waluty w 2012 r. – Nie chcę pozwolić sobie na prognozę, dopóki nie będziemy mieli pewności, że będzie ona łatwiejsza w realizacji niż pierwsza – dodał. Premier jako kluczowe określił zadanie polegające na nieprzekroczeniu progów konstytucyjnych określających zadłużenie Polski w relacji do PKB.
Ekonomiści nie mają wątpliwości, że zalecenia MFW dotyczące euro są słuszne. – Argumentacja jest jak najbardziej zasadna – mówi Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Banku. – Nie dość, że nie spełniamy kryteriów, to jeszcze upieranie się przy ich spełnianiu w kryzysie mogłoby sprawić, że spowolnienie trwałoby o wiele dłużej – dodaje Adam Czerniak z Invest Banku.
Jak tłumaczą ekonomiści, główną zaletą pozostawania poza strefą euro było dla gospodarki... osłabienie złotego. Zwiększyło to za granicą konkurencyjność towarów wytwarzanych w Polsce. Z osłabienia narodowej waluty nie skorzystali Słowacy, którzy 1 stycznia przyjęli euro – zdaniem wielu ekonomistów – przy zbyt mocnym kursie. Załamanie przemysłu samochodowego i elektronicznego, które są motorem napędowym słowackiego eksportu, sprawiło, że Słowacy bardzo szybko wpadli w recesję. – U nas tak drastyczny scenariusz nie powtórzyłby się, bo udział eksportu w PKB Słowacji jest o wiele wyższy niż u nas. Ale prawdopodobieństwo recesji byłoby znacznie wyższe – podkreśla Czerniak. – Nie pomogłyby niższe stopy procentowe – dodaje.