Mamy już w Polsce 268 dziedzin prowadzenia biznesu, gdzie państwo wprowadziło 765 różnego typu ograniczeń. Z najnowszego badania Narodowego Banku Polskiego wynika, że w ciągu dwóch lat kadencji obecnego parlamentu i rządu nieznacznie zwiększyła się reglamentacja gospodarki.
Dzieje się tak mimo zapowiedzi gabinetu Donalda Tuska – przede wszystkim Ministerstwa Gospodarki – że zamierza do końca roku o jedną czwartą ograniczyć biurokrację w siedmiu dziedzinach, gdzie najwięcej jest zobowiązań, jakie przedsiębiorcy są zobowiązani składać państwu.
– Co prawda wzrost nie jest tak wyraźny jak w poprzednich kadencjach Sejmu, ale wciąż nie ograniczamy reglamentacji – przyznaje Janusz Paczocha z NBP. Bank centralny prowadzi analizy dotyczące reglamentacji gospodarki od 2001 r., zazwyczaj podawał dane pod koniec kadencji Sejmu. Ponieważ poprzednia trwała dwa lata, więc teraz zanalizował dla porównania też dwa ostatnie lata, czyli pół tej kadencji Sejmu. W tym czasie przybyły nam dwie koncesje (związane z hazardem), jedno zezwolenie dotyczące rolnictwa, kilka dopuszczeń związanych z pojazdami wykorzystywanymi w turystyce. Doregulowano też kwestie prowadzenia gospodarstw ekologicznych. Wzrosła też liczba zgłoszeń i rejestracji w przypadku prowadzenia różnego typu szkoleń.
Ale jak zwraca uwagę Janusz Paczocha, w ostatnich dwóch latach z części reglamentacji zrezygnowano lub wymusił to Trybunał Konstytucyjny, ale część dodano.– Wynik arytmetyczny nie oddaje więc rzeczywistych zmian – dodaje.
– Każdy rząd czy koalicja po wygranych wyborach pyta o największe bolączki dla biznesu. My mówimy o zbyt wielkiej biurokracji, a sytuacja się prawie nie zmienia – mówi Adam Ambrozik, ekspert Konfederacji Pracodawców Polskich. – Proponowaliśmy i temu, i poprzedniemu rządowi, by wprowadzić prostą zasadę: zostawiamy tylko te ograniczenia, które wynikają z przepisów wspólnotowych i bezpieczeństwa. Ale jakoś ta idea nie znajduje zastosowania – dodaje ekonomista.