Producenci jachtów nabierają wiatru w żagle. Branża, która jeszcze niedawno zmagała się z brakiem zamówień spowodowanym kryzysem i mocno cięła zatrudnienie, zwiększa produkcję i przyjmuje nowych pracowników. – W 2011 roku sprzedamy ok. 570 jachtów, przeszło 100 więcej niż w roku ubiegłym – zapowiada Andrzej Janowski, założyciel i szef najstarszej polskiej stoczni jachtowej Janmor w Głownie. Stocznia Galeon w Straszynie koło Gdańska już w ubiegłym sezonie zwiększyła sprzedaż jachtów do 10 m długości o 250 proc. Dużych jednostek – o blisko jedną trzecią. – Na mniejsze jachty mamy zamówienia już do końca roku – twierdzi szef marketingu Galeonu Aleksandra Brzozowska.
Stocznia Delphia Yachts z Olecka, jedna z największych w kraju, spodziewa się w tym roku wzrostu produkcji o 15 – 20 proc. Stocznia Sunreef Yachts z Gdańska dostarczy lub rozpocznie w tym roku produkcję jachtów wartych 35 mln euro. W tym są cztery 21-metrowe jednostki po 2 mln euro każda, a dwie kolejne mają być dostarczone do odbiorców w roku przyszłym.
Sunreef rozpoczęła także budowę dwupokładowego katamaranu wartego 4,5 mln euro. – Spodziewamy się, że liczba zamówień jeszcze wzrośnie po wrześniowych branżowych targach w Cannes. Co roku okazują się prawdziwą trampoliną sprzedażową – mówi Ewa Stachurska z Sunreef Yachts.
Polska w produkcji jachtów jest prawdziwym potentatem. Według Polskiej Izby Przemysłu Jachtowego i Sportów Wodnych Polboat w produkcji jachtów do dziesięciu metrów długości zajmujemy drugie miejsce w świecie. Wyprzedzają nas tylko Stany Zjednoczone. Blisko 95 proc. łodzi trafia za granicę. W najlepszym dla branży sezonie 2007 roku łączna wielkość produkcji sięgnęła poziomu 22 tys. sztuk.
Sytuacja radykalnie zmieniła się wraz ze światowym kryzysem. Zamówienia drastycznie spadły, bo klienci zaczęli się wstrzymywać z zakupami. Jednym z powodów było ograniczenie w dostępności do kredytów bądź leasingu – dużych i drogich jachtów nie kupuje się za gotówkę. W rezultacie stocznie nie miały, co robić. Posypały się zwolnienia. Kłopoty zaczęli przeżywać także poddostawcy, z których część szukała ratunku w innych branżach: wytwórcy relingów przerzucili się np. na produkcję balustrad dla firm budowlanych. – Od ubiegłego roku kondycja branży stopniowo się poprawia. Nie jest to jeszcze poziom sprzed kryzysu, ale postęp jest widoczny – mówi zastępca redaktora naczelnego branżowego magazynu „H2O" Marek Słodownik.