We wtorek rosyjski koncern energetyczny Inter RAO JES ogłosił, że Białoruś nie spłaciła w terminie kilkumiesięcznego długu (ok. 50 mln dol.) za dostarczony prąd. Rosjanie odetną więc zasilanie o północy. Tym samym w białoruskim bilansie energetycznym zabraknie 10 proc. mocy.
Tego samego dnia białoruskie władze ogłosiły, że białoruski PKB za pięć miesięcy odnotował najwyższy wzrost od dziesięciu lat – o 12,5 proc. Mińsk tłumaczy ten sukces wzrostem produkcji przemysłowej (+14,2 proc.).
To prawdziwy cud, bowiem od początku roku Białoruś nie ma waluty na podtrzymanie importu, na którym bazuje miejscowy przemysł i handel. Ma za to ogromne rosnące długi, których nie spłaca, i inflację powyżej 25 proc. (za pięć miesięcy). Białorusini wykupili już ze sklepów wszystko co cenne. Ujemne saldo obrotów z zagranicą sięga 15,6 proc. PKB (2,8 mld dol.).
Na wyczerpaniu są rezerwy w złocie i walutach kraju, więc od wtorku, decyzją rządu, cudzoziemcy w kwitnącej białoruskiej gospodarce muszą na stacjach monopolisty państwowego Białorusneft płacić za paliwo w dolarach, euro lub rosyjskich rublach.
Aleksander Łukaszenko nakazał, by w tym roku przyciągnąć do kraju 6,5 mld dol. inwestycji bezpośrednich. Na razie zgłosili się Chińczycy.