— Widać, że nastroje trochę się uspokoiły. Oczekuję, że na rynku złota dojdzie do konsolidacji, która potrwa trochę, zanim zorientujemy się naprawdę w jakim kierunku rynki podążają — mówił z kolei cytowany przez Reutersa analityk Citigroup, David Thurtell. Jego zdaniem nastroje na rynkach nadal są tak pełne niepewności spowodowanej kryzysem zadłużeniowym i osłabieniem tendencji wzrostowych, że popyt będzie rósł przy każdej zniżce cen. —Widzę, że dzisiejsze ceny posiadają solidne wsparcie. W połowie dnia we środę uncja złota kosztowała 1753,19 dol. Taniej, niż we wtorek, kiedy to osiągnęło rekordowe notowanie 1778,29, czyli o jedną czwartą więcej, niż na początku roku. Wiadomo przy tym, że inwestycjom w złoto zawsze sprzyjają niskie stopy procentowe. Teraz Bank of America Merrill Lynch przewiduje tegoroczną cenę złota na 2 tys. dol., pół roku temu zakładał, że będzie to 1600 dol.
Rynki energetyczne wyraźnie nie wierzą w kolejną recesję. Ropa we wtorek zdrożała, nawet jeszcze zanim bank centralny USA zapowiedział utrzymanie bliskich zera stóp procentowych przez dłuższy czas. Ale we środę ropa już drożała, jakby ten rynek nie zauważył nastrojów na rynku i zapowiedzi tak OPEC, jak i Międzynarodowej Agencji Energetycznej, że popyt na ropę wyraźnie słabnie. We środę w połowie dnia znów trzeba było za baryłkę Brenta trzeba było zapłacić ponad 106 dolarów.
Frank nadal króluje
Kolejnym pozytywnym efektem może okazać się również inna zapowiedź Fedu, że jest gotowy do kolejnego pakietu stymulacyjnego. Może dlatego, że rynek rozczarowany m kolejnymi obietnicami, których spełnienie było niemożliwe z powodu sporów politycznych, teraz wyraźnie czeka nie na zapowiedzi, ale na konkretne posunięcia. —Rynki są takie „poobijane", że jakikolwiek powód wystarczy im, aby rosły notowania. To prawda, w tej chwili wszystko wydaje się bardzo tanie, ale czekają nas długie lata, zanim spłacimy nasze długi — tłumaczyła sytuację na rynku Louise Cooper, analityczka BGC Partners..
Zapewne jednak reakcją na posunięcie Fedu i jego nawet niesprecyzowane dalsze plany była podwyżka cen innych surowców, zwłaszcza miedzi. Za tonę tego metalu w transakcjach trzymiesięcznych trzeba było wczoraj zapłacić 8848 dol. Tym razem znaczenie miały również dane z Chin, kiedy okazało się, że import tego metali w czerwcu wzrósł o 9,5 proc. To wskazywałoby, że chińskie próby schłodzenia gospodarki nie powiodły się. Wyraźnie było także widać, że stracił na atrakcyjności dolar. Nieznacznie odbiło się euro, tyle że i europejska waluta nie wydaje się zbyt atrakcyjna po zapowiedziach Europejskiego banku centralnego o skupowaniu obligacji zagrożonych kryzysem krajów. Za jedno euro trzeba było wczesnym popołudniem zapłacić1,4266 dol.
A Szwajcarzy nadal próbowali obniżyć kurs swojej waluty. Już nikt nie ma wątpliwości, że takie przewartościowanie może mieć trwałe niszczące skutki dla kondycji gospodarki ich kraju. Ivo Zimmerman, rzecznik organizacji szwajcarskich przedsiębiorców powiedział, że najlepiej byłoby, żeby przyjąć wspólną walutę po kursie 1,45/1,50 franków za euro. Na razie za jedno euro trzeba zapłacić tylko 1,04 euro, a „granica największego bólu" jest na poziomie 1,10 CHF za 1 EUR.
Nadal jest również silny japoński jen (77,3 jenów za dolara), chociaż politycy w tym kraju robią wszystko, aby go osłabić.