Zawirowania na rynkach finansowych wywołane problemami strefy euro oddziałują na kurs polskiej waluty. Po pięciu słabych dniach wczoraj w ciągu dnia inwestorzy płacili za euro już niemal 4,4 zł – najwięcej od lipca 2009 r. Po południu kurs ustabilizował się ok. 4,38 zł za euro, co oznacza, że w ciągu dnia polska waluta straciła 1,1 proc. Nadal drożał także dolar – kosztował niemal 3,2 zł.
Analitycy uważają, że słabość walut naszego regionu (oprócz złotego taniał także węgierski forint) to wynik braku rozwiązania problemów Grecji i odwrót inwestorów od rynków wschodzących. Nie pomagają także raporty ekonomistów (ostatnio Banku Handlowego), którzy oceniają, że w sytuacji spowolnienia gospodarczego Polsce trudno będzie zredukować deficyt zgodnie z planem.
Dilerzy wskazują też na inny czynnik. – Bank Gospodarstwa Krajowego wymienia w imieniu rządu coraz mniejsze kwoty, więc zagranica testuje wartość polskiej waluty – mówią. Od pewnego czasu rząd przewalutowuje na rynku środki unijne i pieniądze pochodzące z emisji obligacji za granicą, wzmacniając tym samym złotego.
Nastrojom nie pomagają kłopoty największych banków Francji, którym agencja Moody's obniżyła ratingi w związku ze sporym zaangażowaniem w greckie papiery, a fundusze z USA zrezygnowały z pożyczania im środków na krótki okres.
Zdaniem ekonomistów Raiffeisen Bank Polska, dopóki nie wyjaśni się sytuacja ze zobowiązaniami Grecji, euro może przetestować poziom 4,5 zł, a poprawa sytuacji może nastąpić dopiero w połowie przyszłego roku.