Rząd w wielkim pośpiechu musi zdobyć aprobatę parlamentu dla nowych cięć uzgodnionych z tzw. trojką – Międzynarodowym Funduszem Walutowym, Europejskim Bankiem Centralnym i Komisją Europejską. Potem porozumienie musi zostać przyjęte przez ministrów finansów ze strefy euro.
Wiadomo, że nawet gdyby Grecy starali się, jak mogli, nie jest realne, aby udało się tego dokonać do 3 października, czyli spotkania ministrów finansów państw strefy euro – przyznał wczoraj rzecznik komisarza UE ds. polityki pieniężnej Amadeu Altafaj Tardio. A ma ono podjąć decyzję o uruchomieniu kolejnej transzy pomocy dla Grecji.
Samo przyjęcie pakietu, to zbyt mało. Potem jeszcze trojka musi przygotować drobiazgowy plan wdrażania reform, których obywatele nie chcą. Nie jest również jeszcze jasne, jak Grecja chce zdobyć środki na finansowanie budżetu w tym i przyszłym roku.
Altafaj Tardio podkreślił, że decyzja w sprawie uruchomienia kolejnej transzy (8 mld euro) musi być podjęta szybko, ale musi to być decyzja "jakościowa". – Grecja przeżywa moment prawdy, jest teraz ostatnia szansa, by uniknąć upadku greckiej gospodarki – dodał.
Jednak jest oczywiste, że Grecy po raz pierwszy od prawie dwóch lat rzeczywiście na poważnie wzięli się za reformy. Przy tym wyraźnie uwierzyły im rynki finansowe. Minister finansów tego kraju Evangelos Venizelos po powrocie ze spotkania MFW i Banku Światowego powiedział, że już 85 proc. wierzycieli z sektora prywatnego, którzy kiedyś kupili greckie obligacje, jest gotowych zaakceptować zmiany warunków ich wykupu. Rząd zakładał, że w najlepszym razie uda się do tego przekonać 90 proc. wierzycieli. Zgodnie z wyjaśnieniami Venizelosa banki zaakceptują 21-proc. obniżkę nominalnej ceny obligacji. Nie jest wykluczone, że niezbędna będzie druga faza, w której to cięcie ma wynieść aż 40 proc. Nieoficjalnie bankierzy uważają, że to i tak lepiej, niż gdyby Grecja ogłosiła niewypłacalność.Wówczas obniżka wyniosłaby nawet 60 – 80 proc.