W latach 60. rząd uznał, że branża moto ma potencjał. Aktywność firm z nią związanych koordynowana była przez MITI (Ministerstwo Handlu Zagranicznego i Przemysłu), co z kolei pozwoliło na ukierunkowanie kapitału tak państwowego, jak i prywatnego, żeby znalazł się tam, gdzie kraj był w stanie zbudować silną branżę. I to już wówczas właśnie motoryzacja była postrzegana jako ta, która będzie w stanie pociągnąć gospodarkę.
Cieplarniane warunki
W latach 70. i 80. doszło do takiej poprawy jakościowej i wizerunkowej, że nagle świat odkrył, że auta Toyoty i Hondy stały się punktem odniesienia, jeśli chodzi o jakość. Oczywiście japońskim markom pomagał protekcjonizm – marki zagraniczne trzymane były z dala od krajowego rynku, a rozwojowi motoryzacji towarzyszyła ekspansja gospodarcza.
Stworzyło to cieplarniane warunki producentom, bo krajowe marki umocniły się na własnym rynku, a jednocześnie bez ograniczeń mogły budować swoją pozycję eksportową. To Japończycy jeszcze w latach 60. wprowadzili oszczędny (lean) system produkcji, polegający między innymi na tym, że nie było potrzeby kosztownego magazynowania części i już wówczas efektywność pracowników w tym kraju była znacznie wyższa od tej, jaką osiągali na przykład Amerykanie.
Japoński przemysł samochodowy umocnił się podczas pierwszego kryzysu na rynku naftowym w 1973 roku. Na świecie przyszło załamanie w motoryzacji, tymczasem Japończycy znów wygrali, bo położyli nacisk na ekonomiczne silniki oraz jakość. I tym skutecznie rywalizowali z europejską i amerykańską konkurencją.
Toyota, Nissan, Honda Suzuki, Mitsubishi i Mazda z łatwością pokonywały na całym świecie auta General Motors, Forda czy Chryslera i rywali z Europy: Renaulta, Peugeota czy Volkswagena. A kiedy w latach 80. Toyota uznała, że jest już czas na wprowadzenie luksusowej marki, Lexusa, Nissan wymyślił Infiniti, a Honda Acurę – Mercedes i Cadillac nie były im w stanie sprostać. Ostatecznie nie tylko Amerykanie mieli swoją „wielką trójkę": General Motors, Forda i Chryslera – ale i Japonia: Toyotę, Hondę i Nissana.
W efekcie japońskie marki natknęły się na rynku amerykańskim na bariery. W latach 80. politycy zaczęli domagać się ograniczenia możliwości importu aut japońskich, aby w ten sposób chronić własny przemysł. Te postulaty miały swoje uzasadnienie, bo np. w roku 1984 amerykański deficyt w handlu z Japonią sięgnął 37 mld dol. i był wyższy od odnotowywanego w handlu z każdym innym krajem.