Jak co roku koniec kwietnia to koniec rozliczeń z fiskusem. Podsumowanie 2011 r. dla wielu inwestorów okazało się bolesne. Indeks szerokiego rynku WIG stracił bowiem 20,8 proc. i maklerzy przeczuwali, że klienci biur także poniosą spore straty.
Z danych „Rz" uzyskanych od kilku największych detalicznych brokerów wynika, że dochody wykazywane w deklaracjach podatkowych skurczyć się mogły do około 3,8 mld zł, a sama taksa – do 740 mln zł. Dla fiskusa byłyby to najgorsze giełdowe żniwa od 2004 r., od kiedy inwestorzy liczyć się muszą z nową formą opodatkowania.
– Głębokie spadki indeksów i wyraźna przewaga liczby spółek, które traciły na wartości w 2011 r., oznaczają, że inwestorom trudno było w ogóle zarabiać, wybierając krótkoterminowe strategie. Ubiegły rok nie był udany także dla osób zarabiających na transakcjach IPO. Do tego wielu mniej doświadczonych graczy mogło boleśnie odczuć pojawianie się silnego, emocjonalnego ruchu w dół w sierpniu, pierwszego o takim natężeniu od 2008 r. Po prostu sprzedawali panicznie posiadane walory – tłumaczy Roland Paszkiewicz, dyrektor analiz CDM?Pekao.
Formularz PIT-38 wypełniło prawdopodobnie około 437 tys. inwestorów, o 11 proc. mniej niż rok wcześniej. Duża część z nich zamiast dochodu, choćby niewielkiego, wykazać musiała stratę. Z danych biur wynika jasno, że inaczej niż w 2010 r., kiedy na GPW zarobiła większość inwestorów, w ubiegłym roku proporcje wyraźnie się odwróciły i więcej było tracących. Łączna strata podatników zrównała się z dochodami.
– Nie powinno to dziwić, biorąc pod uwagę sierpniową wyprzedaż na GPW. Sytuacja byłaby pewnie znacznie gorsza, gdyby nie fakt, że część inwestorów sprzedawała walory nabyte jeszcze kilka lat temu, po odpowiednio niższych cenach – mówi Hanna Pobudkiewicz, dyrektor ds. rozliczeń w Domu Inwestycyjnym BRE Banku.