Ostre programy oszczędnościowe, które teraz wprowadziły praktycznie wszystkie kraje europejskie mają zostać zrównoważone bodźcami prowzrostowymi.To oznacza,że Europa zaczyna korzystać z doświadczeń amerykańskich w wychodzeniu z kryzysu finansowego. W komunikacie opublikowanym na zakończenie konferencji widać było jednak wyraźnie, że światowi liderzy są podzieleni,ponieważ zostało zaznaczone,że „konkretne zastosowane środki nie muszą być odpowiednie dla wszystkich krajów". Z drugiej jednak strony wyraźnie było odczuwalne,że europejscy liderzy starali się za wszelką cenę przekonać pozostałe kraje grupy,że nie ma między nimi głębokich różnic zdań oraz że panują nad sytuacją.
Zgodnie odkreślili,że wzrost gospodarczy jest dla nich najważniejszy. Jednocześnie w komunikacie znalazło się zdanie : „ Podkreślamy nasze przekonanie,że Grecja powinna pozostać w strefie euro respektując swoje zobowiązania". Nie wspomniano więc o metodach postępowania w przypadku,gdyby jednak ten kraj ostatecznie zdecydował się powrócić do drachmy. Nie znaczy to, jednak, że o tym nie mówiono.
Wymienienie Grecji, jako jedynego kraju w końcowym komunikacie jest ewenementem. Dotychczas wnioski z konferencji G8 zw względu na to,że informują one o stanowiskach największych światowych potęg były zazwyczaj bardzo mało konkretne i najczęściej trzeba było się domyślać jakie tematy zostały tam poruszone.W tym przypadku jednak Grecja została wyłoniona , widać więc jak na dłoni,że świat jest przerażony perspektywą zamieszania, jakie może powstać,gdyby jednak euroland stracił jednego członka. Koszty dla światowych banków, a nawet stabilizacji globalnej gospodarki są w tym przypadku nie do przewidzenia, bo chociaż mówią o tym dzisiaj wszyscy, to świat nie jest na taką ewentualność przygotowany. Już zresztą widać to po nastrojach na rynkach, gdzie gracze są niepewni,czy Grecy po raz kolejny nie odrzucą euro w wyborach wyznaczonych na 17 czerwca. I uciekają od wszystkiego, co wydaje im się ryzykowne.
W Camp David widać było również coraz większą izolację niemieckiego sposobu myślenia,że najpierw trzeba posprzątać po kryzysie, a potem zabierać się za stymulowanie gospodarki. Te różnice starała się łagodzić sama kanclerz Niemiec, Angela Merkel, która podkreśliła, że stabilna sytuacja finansowa i wzrost gospodarczy są ze sobą nierozłącznie związane i nie można o nich mówić jako o alternatywnych sposobach pobudzania gospodarki.
Niemniej jednak Europa wyraźnie niepokoi prezydenta USA,Baracka Obamę, który potrzebuje strefy euro do poprawy sytuacji na rynku amerykańskim. — Wzrost gospodarczy i tworzenie miejsc pracy muszą pozostać naszymi priorytetami - apelował Obama do europejskich przywódców. Ta metoda sprawdziła się rzeczywiście w USA. W Europie podjęcie jednolitych środków jest jednak znacznie trudniejsze, bo Bruksela ma w UE znacznie słabszą siłę przebicia, niż Waszyngton w USA . Nawet wówczas,kiedy korzyści są niepodważalne.