Po serii informacji medialnych, w tym „Rz" na temat działalności Amber Gold, firma zaprosiła kilku dziennikarzy do swojej „złotej" siedziby położonej blisko Motławy w Gdańsku. Firma zajmuje cztery piętra biurowca, a wystroju wnętrz nie powstydziłby się niejeden bank. To tu, jak opowiadał Plichta, znajduje się centrum zarządzania spółką, choć jej drugą siedzibę ulokowano w Warszawie. - Nie dało się sprowadzić do Gdańska wszystkich pracowników – podkreśla.
Firma od trzech lat oferuje klientom m.in. lokaty w złoto oraz pożyczki. Ten pierwszy produkt jest głównym źródłem zysków firmy. Jej klienci na lokacie zyskują nawet gwarantowane 16 proc. Jak opowiada Plichta, 3 tys. z 50 tys. klientów zarobiło więcej, nawet do 27 proc. Średnia wartość lokaty to 12 tys. zł. – Zdarzyło się, że jedna osoba ulokowała 3,5 mln zł na jeden miesiąc – dodaje Michał Forc, członek rady nadzorczej Amber Gold. W dodatku zysk nie jest opodatkowany (konkurencja twierdzi, że powinien być). Miesięcznie firma podpisuje nawet 30 tys. nowych umów, ale tylko ok. 25 proc. lokat jest przedłużanych.
Przedstawiciele firmy do tej pory niechętnie spotykali się z dziennikarzami. Informacji udzielali głównie drogą mailową i telefoniczną. Wczoraj dziennikarzy przyjął poza prezesem i członkiem rady nadzorczej, także prawnik firmy mec. Łukasz Daszuta. Doradcą zarządu Amber Gold jest Emil Marat, były wiceprezes i dyrektor programowy Radia PiN. Piątkowe spotkanie miało być okazją do zaprezentowania pełnego sprawozdania finansowanego spółki po kontroli audytora. Na miejscu okazało się jednak, że biegły rewident Global Audit Partner z Warszawy wciąż nad nim pracuje.
Przepis na biznes
Marcin Plichta rzadko pokazuje się publicznie. I tym razem nie pozwolił się sfotografować. – Nie czuje się celebrytą i chce pozostać osobą prywatną – tłumaczy. Chętnie natomiast zdradza swój przepis na biznes. Poinformował, że w pierwszej połowie 2012 r. przychody spółki wyniosły 220 mln zł (z czego 160 mln zł pochodzi od klientów), a zysk netto 7 mln zł. – Zarabiamy na spreadach. W zależności od kursu złota, wynoszą one od 13 do 21 proc. na gramie kruszcu – tłumaczy prezes. Do tego dochodzi jeszcze od 4 do 7 proc. marży dilerskiej. Obecna wartość lokat Amber Gold wynosi ok. 80 mln zł. Przedstawiciele spółki mówią, że jej zasoby złota wynoszą ok. 100 kg. Spółka posiada wyłącznie złoto certyfikowane i przetopione przez zagraniczne mennice m.in. PAMP, HAREUS. Zgodnie z przyjętymi światowymi zasadami wartość złota określana jest przez rodzaj, wielkość sztabek w których dodatkowo zawarte są koszty wytworzenia oraz certyfikatu, które niejednokrotnie stanowią 50 proc. ogólnej ceny kruszcu. Amber Gold podkreśla, że posiada sztabki złota a nie certyfikaty, które są wyceniane często wyłącznie na podstawie ogólnego kursu kruszcu i nie uwzględniają kosztów jego produkcji.
Pomysł na Amber Gold zrodził się z obserwacji firm, które na podobnej zasadzie działają za granicą. Wcześniej Plichta razem z żoną prowadził firmę pośrednictwa finansowego Salony Finansowe Ex. - Żeby założyć Amber Gold, potrzebowaliśmy ok. 5 tys. zł. Złoto - na początku 5 kg - zostało kupione za pożyczone pieniądze – opowiada w rozmowie z „Rz". Jeden gram kruszcu kosztował wówczas niespełna 90 zł. (teraz kosztuje ok. 200 zł) – Najpierw kupiliśmy złoto, które zaczęło przynosić zyski, a dopiero potem zaczęliśmy przyjmować wpłaty od klientów – mówi prezes Amber Gold.