– Belagroprombank i Belinvestbank nie mają środków. Występuje u nich niewystarczająca płynność – przyznała w czwartek Nadieżda Jermakowa, prezes Narodowego Banku Białorusi (NBB).
Jednak nie tylko te dwa państwowe banki przestały kredytować przedsiębiorców, którzy objęci są rządowymi programami. Także główny bank – Belarusbank zaprzestał udzielania pożyczek firmom – podała Anna Szarejko kierująca fabryką drobiu pod Witebskiem. Bank tej informacji zaprzecza.
Jak podała agencja Interfaks, Szarejko – deputowana do parlamentu, wyjaśniła, że jej firma trzeci dzień próbuje otrzymać z państwowych banków kredyt, do finansowania zatwierdzonego przez rząd programu. Bezskutecznie. Do tego, jak twierdzi deputowana, banki podniosły marżę od kredytów (ich oprocentowanie przewyższa 30 proc.) do 12–15 proc. – Na procent nawet najlepsze firmy nie mogą sobie pozwolić na pożyczkę – przyznała Szarejko.
Prezes Jermakowa uspokaja rynek twierdząc, że sytuacja jest „przejściowa". Jej zdaniem winna jest... ludność, która spodziewając się, że rodzimy rubel zupełnie straci na wartości, zaczęła likwidować depozyty rublowe na rzecz walutowych. Białorusini rzeczywiście znów zaczęli aktywnie skupować waluty. We wrześniu skupili z rynku równowartość 611,3 mln dolarów. Z tego ludność kupiła 365,6 mln dol., a resztę firmy.
Białoruscy eksperci zwracają uwagę, że dotychczas większość kredytów trafiała do państwowych firm. – Ludność pamięta ubiegły rok z hiperinflacją i najmniejsze zachwianie rynku wywołuje ucieczkę w lokaty walutowe. Dalsze kredytowanie państwowymi pieniędzmi będzie tylko wywoływać niepokój uczestników rynku, szczególnie jeżeli chodzi o stabilne ceny – mówi na portalu Chartia97 Dmitrij Kruk, ekonomista z Białoruskiego Centrum Badań nad Gospodarką.