Opcje miały chronić przedsiębiorców przed ryzykiem walutowym, gdy w ciągu siedmiu miesięcy, począwszy od sierpnia 2008 r., kurs euro wzrósł o ponad połowę – z 3,17 zł do 4,75 zł. Tymczasem nie tylko ich nie ochroniły, ale naraziły na wielomilionowe straty. Problem dotknął zarówno małych firm, jak i dużych spółek giełdowych.
– Badania stowarzyszenia zrzeszającego małe i średnie przedsiębiorstwa pokazują, że przeciętna strata na opcjach walutowych wyniosła ok. 10 mln zł – mówi „Rz" Zbigniew Przybysz, założyciel i prezes firmy Kram, producenta opakowań z Dzierzgonia, która wygrała z ING Bankiem Śląskim.
16 mld zł na tyle KNF szacowała negatywną wycenę z tytułu zaangażowania przedsiębiorstw w walutowe instrumenty pochodne w połowie lutego 2009 r.
Bank ten, podobnie zresztą jak wiele innych, rozliczał opcje, czyli obciążał rachunki klientów, bez wcześniejszego zgłoszenia żądania wykonania opcji. Sąd Apelacyjny w Katowicach orzekł, że z zawartej transakcji nie wynikają dla banku żadne roszczenia. – Ten wyrok może mieć uniwersalny charakter – mówi „Rz" Mirosław Kutnik, radca prawny z kancelarii Kutnik-Kalinowski i Partnerzy, reprezentujący spółkę.
Z kolei z Bankiem Millennium wygrała firma Byfuch, produkująca urządzenia chłodnicze. W czasie opcyjnego boomu eksportowała ok. 95 proc. produkcji. Bank zaproponował jej rozwiązanie pod nazwą TARN, nieznane wówczas w Polsce. Na świecie, jak się później okazało, było nazywane „I kill you later" (ang. „zabiję cię później"). Transakcja przewidywała tzw. wyłącznik zysku, czyli mechanizm powodujący rozwiązanie transakcji po przekroczeniu określonego poziomu zysku (dla drugiej strony – straty). Okazało się jednak, że wyłącznik dotyczył tylko firmy, a nie banku. Byfuch stracił 5,5 mln zł.