Wskaźnik Stoxx Europe 600 zyskał 22 procent, od kiedy prezes Europejskiego Banku Centralnego zadeklarował w lipcu, że zrobi „wszystko, co konieczne", by uratować euro.
Japoński Nikkei umocnił się o 22 procent, od kiedy w kwietniu Bank Japonii wdrożył swój program skupu obligacji, i o ponad 50 procent od wyboru nowego rządu, który na stanowisku prezesa banku centralnego umieścił zwolennika prowzrostowej polityki monetarnej.
Wszystko na rzecz konsumentów
Istniały, oczywiście, inne czynniki stojące za wzrostem indeksów giełdowych. Nie ma jednak wątpliwości, że gdy banki centralne drukują pieniądze na potęgę (albo sugerują, że będą to robić), podnoszą w ten sposób ceny akcji, obligacji, domów i innych instrumentów finansowych. W istocie taka jest część planu: zwiększyć ceny aktywów, by firmy i konsumenci chętniej wydawali swoje pieniądze.
Czy wysiłki banków centralnych przyniosły efekty? Czy kulejące gospodarki nabrały wiatru w żagle? I Czy Fed, który zadziałał bardziej zdecydowanie niż inni, nie przesadził? Czy przypadkiem nie pompuje kolejnej bańki?
Biorąc Fed jako modelowy przykład, odpowiedź jest prosta: tak, ten pomysł się sprawdził, choć nie tak dobrze, jak niektórzy mieli nadzieję. I nie, Fed jak dotąd nie przesadził, ale jest się czym martwić.