Dobrze czy źle?

Indeks Dow Jones Industrial Average wzrósł o 14 procent, od kiedy Rezerwa Federalna wdrożyła we wrześniu trzecią rundę swojego programu skupu obligacji.

Aktualizacja: 17.05.2013 10:22 Publikacja: 17.05.2013 00:59

Dobrze czy źle?

Foto: Bloomberg

Wskaźnik Stoxx Europe 600 zyskał 22 procent, od kiedy prezes Europejskiego Banku Centralnego zadeklarował w lipcu, że zrobi „wszystko, co konieczne", by uratować euro.

Japoński Nikkei umocnił się o 22 procent, od kiedy w kwietniu Bank Japonii wdrożył swój program skupu obligacji,  i o ponad 50 procent od wyboru nowego rządu, który na stanowisku prezesa banku centralnego umieścił zwolennika prowzrostowej polityki monetarnej.

Wszystko na rzecz konsumentów

Istniały, oczywiście, inne czynniki stojące za wzrostem indeksów giełdowych. Nie ma jednak wątpliwości, że gdy banki centralne drukują pieniądze na potęgę (albo sugerują, że będą to robić), podnoszą w ten sposób ceny akcji, obligacji, domów i innych instrumentów finansowych. W istocie taka jest część planu: zwiększyć ceny aktywów, by firmy i konsumenci chętniej wydawali swoje pieniądze.

Czy wysiłki banków centralnych przyniosły efekty? Czy kulejące gospodarki nabrały wiatru w żagle? I Czy Fed, który zadziałał bardziej zdecydowanie niż inni, nie przesadził? Czy przypadkiem nie pompuje kolejnej bańki?

Biorąc Fed jako modelowy przykład, odpowiedź jest prosta: tak, ten pomysł się sprawdził, choć nie tak dobrze, jak niektórzy mieli nadzieję. I nie, Fed jak dotąd nie przesadził, ale jest się czym martwić.

Wiemy, co się dzieje, kiedy stopy procentowe są utrzymywane zbyt długo na zbyt niskim poziomie, a kredyt jest zbyt łatwo dostępny

Reakcję tercetu Bush-Obama-Bernanke jest za co krytykować, jeżeli chodzi o ich reakcję na kryzys finansowy i recesję, ale weźmy pod uwagę następujące fakty: połączone uderzenie polityki monetarnej i fiskalnej pomogło amerykańskiej gospodarce rozwijać się przez ostatnich 20 kwartałów. Europa, która nie zdecydowała się na tak radykalne rozwiązania, oscyluje na granicy drugiej recesji w ciągu dekady; jej gospodarka kurczy się od sześciu kwartałów.

Decyzja Fedu, by obniżyć stawki kredytów hipotecznych, pomogła cenom domów – a ostatnio również sektorowi budowlanemu. W końcu pojawiają się też sygnały, że rosnące ceny akcji i obligacji nie tylko pozwalają firmom zrefinansować stare długi i napchać portfele inwestorskie bogatych Amerykanów; gwałtowny wzrost liczby ofert publicznych daje raczkującym firmom kapitał na dalszy rozwój. Wzrost wydatków konsumenckich, pomimo stagnacji w wynagrodzeniach, wynika po części z hossy na giełdzie i wzrostu cen domów.

Ryzyko bańki

Ale... wiemy, co się dzieje, kiedy stopy procentowe są utrzymywane zbyt długo na zbyt niskim poziomie, a kredyt jest zbyt łatwo dostępny. Ludzie i firmy zaczynają pożyczać za dużo. Banki popadają w kłopoty.

Inwestorzy, niezadowoleni z niskich zwrotów, jakie przynoszą depozyty bankowe albo obligacje skarbowe, zaczynają szukać bardziej ryzykownych rozwiązań, nie zawsze rozumiejąc potencjalne zagrożenia. Pieniądze przeciekają do słabo uregulowanych segmentów systemu finansowego, tak jak woda wciska się w szczeliny klifu, zamarza, a potem rozsadza całą skałę.

Tego typu wspomnienia prowadzą niektórych rozsądnych ludzi, którzy z uznaniem powitali pierwszą turę skupywania przez Fed obligacji, do sugerowania, że ostatnia runda to już przesada. Widzą szybki rozwój firm, które opierają się na niskooprocentowanym finansowaniu krótkoterminowym, kupowaniu kredytów hipotecznych i wypłacie pokaźnych dywidend. Widzą inwestorów kupujących obligacje śmieciowe po cenach, za które jeszcze niedawno mogli dostać papiery skarbowe. Widzą drobnych inwestorów, którzy zadłużają się, by kupować akcje. Na podstawie tych wszystkich symptomów obawiają się, że Fed sieje ziarno pod kolejną bańkę spekulacyjną.

Sposób Bena Bernankego

Wyobraźmy sobie, że siedziby za wielkim mahoniowym biurkiem w siedzibie Fedu. Widzimy wyraźne oznaki nadmiernego rozpasania w kilku segmentach rynku finansowego i systematycznie rosnące ceny akcji. Wiemy, że impuls spowodowany obniżkami podatków i wzrostem wydatków minął, a polityka zaciskania pasa redukuje deficyt szybciej, niż zakładaliśmy, nakładając jednak ograniczenia na wzrost gospodarczy. Zauważamy, że inflacja jest poniżej dwuprocentowego celu, a bezrobocie według wszystkich prognoz utrzyma się powyżej poziomu siedmiu procent do połowy 2014 roku.

Co zatem robimy? Gdyby inflacja była wyższa, a bezrobocie znacznie niższe, odpowiedź byłaby oczywista: zakręcamy kurek z kredytami. Tak jednak nie jest. Możemy jedynie częściej i głośniej mówić o rodzących się nieprawidłowościach na rynku finansowym, tłumaczyć, jak Fed je monitoruje i jak zamierza wykorzystać swoje nowe uprawnienia kontrolne – i bardzo powoli i delikatnie wycofywać bodziec monetarny, wspierający nader umiarkowane ożywienie gospodarcze.

Dokładnie to robi Bernanke.

—tłum. tk

Wskaźnik Stoxx Europe 600 zyskał 22 procent, od kiedy prezes Europejskiego Banku Centralnego zadeklarował w lipcu, że zrobi „wszystko, co konieczne", by uratować euro.

Japoński Nikkei umocnił się o 22 procent, od kiedy w kwietniu Bank Japonii wdrożył swój program skupu obligacji,  i o ponad 50 procent od wyboru nowego rządu, który na stanowisku prezesa banku centralnego umieścił zwolennika prowzrostowej polityki monetarnej.

Pozostało 92% artykułu
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Finanse
Świat więcej ryzykuje i zadłuża się. Rosną koszty obsługi długu