285 sadzonek przyjechało do Kijowa prosto z Włoch. Władze stolicy wybrały specjalną odmianę odporną na niszczycielskie działanie motyli szrotówek, które dziesiątkują te piękne drzewa w całej Europie. Każda sadzonka kosztowała 430 euro. W sumie administracja miejska miała za nie zapłacić 93,5 tysiąca euro, ale nie zapłaciła bo sadzonki okazały się "lewe".
Nie wiadomo czy do Kijowa przyjechały już podmienione sadzonki, czy też zamieniono je już na Ukrainie - jedno jest pewne sadzonki są "lewe". Tak przynajmniej twierdzi Aleksandr Mazurczak, szef administracji miasta, który postanowił sprawdzić co posadzono na Chreszczatiku. Z własnej kieszeni zapłacił za ekspertyzę (190 euro) i odkrył, że zamiast szlachetnej, czerwonej odmiany "Briotti" zasadzono zwyczajne i pospolite kasztany. Oczywiście dużo tańsze. Teraz Mazurczak zastanawia się, czy było to zwykłe złodziejstwo i przekręt czy też może próba zdyskredytowania jego samego.
Na szczęście kijowska administracja nie przelała jeszcze na konto dostawcy całej sumy za sadzonki i w najbliższym czasie tego nie zrobi. Wszczęto śledztwo, żeby ustalić kto ukradł czerwone kasztany, które miały zdobić kijowski Chreszczatik.