Stopień feminizacji banków centralnych na świecie w ub.r. niemal się podwoił, m.in. za sprawą nominacji Janet Yellen na przewodniczącą Rezerwy Federalnej, ale nadal jest bardzo niski.
Do takich wniosków prowadzi ostatni odczyt Indeksu Kobiet w Bankowości Centralnej, obliczanego przez Oficjalne Forum Instytucji Finansowych i Pieniężnych (OMFIF), platformę wymiany poglądów między sektorem prywatnym a publicznym w dziedzinie finansów. W minionym roku indeks ten wzrósł z 0,93 pkt do 1,85 pkt, czyli niemal o 100 proc. Jednak do maksymalnej teoretycznej wartości, 10 pkt, wciąż mu daleko, co oznacza, że polityka pieniężna to nadal bardzo zmaskulinizowana dziedzina życia.
Indeks OMFIF ma dwie składowe o równych wagach. Pierwsza mierzy liczbę kobiet na czele 191 banków centralnych z uwzględnieniem wielkości odnośnych gospodarek. Dlatego, choć pod koniec roku na świecie było tylko 15 gubernatorek banków centralnych, tyle samo co rok wcześniej, wartość tej składowej indeksu wzrosła. Kobieta stanęła bowiem u sterów polityki pieniężnej w największej gospodarce świata, USA.
Poza USA, w ub.r. kobiety stanęły na czele banków centralnych na Ukrainie, Cyprze i Malediwach. Jednocześnie mężczyźni zastąpili kobiety na stanowiskach gubernatorów banków RPA, Kirgizji, Salwadoru i Białorusi.
Druga składowa indeksu OMFIF mierzy odsetek kobiet w decyzyjnych gremiach banków centralnych 19 największych gospodarek świata oraz strefy euro. To oznacza, że polska Rada Polityki Pieniężnej, z dwoma kobietami wśród dziesięcioro członków, nie jest uwzględniona. Wartość tej składowej, a w efekcie całego indeksu, podbiły w ub.r. zmiany w Komitecie Polityki Pieniężnej Banku Anglii. Obecnie w gremium decydującym o stopach procentowych w Wielkiej Brytanii są trzy kobiety i sześciu mężczyzn, podczas gdy jeszcze pod koniec 2013 r. składało się ono z dziewięciu mężczyzn.