W „Cenie odwagi” wcielił się pan w postać dziennikarza, który został porwany i zamordowany przez terrorystów w 2002 roku. To chyba ogromne obciążenie psychiczne.
Dan Futterman:
– Bardzo duże. Mam wrażenie, że wiele osób pamięta tragiczne zdjęcia Daniela Pearla, które pięć lat temu obiegły świat. Ja też miałem je przed oczami. Przede wszystkim jednak nie mogłem ani na chwilę zapomnieć, że „Cenę odwagi” będą oglądali: jego żona, matka, a przede wszystkim syn, pięcioletni dzisiaj Adam, który nigdy ojca nie widział.
Pokazał pan Daniela Pearla jako bardzo pięknego człowieka: czułego męża, a jednocześnie wytrawnego dziennikarza, który gotów jest podjąć nawet duże ryzyko, żeby zebrać materiały.
Wiedziałem, że największym wyzwaniem będzie dla mnie w tej roli wyważenie proporcji między Dannym prywatnym a zawodowcem. Chciałem go zagrać tak, żeby widzowie nie winili go, że mając żonę w ciąży, podejmował w pracy zbyt duże ryzyko. Korespondenci wojenni i dziennikarze stacjonujący w krajach owładniętych konfliktami to specyficzny gatunek ludzi. Zrobią bardzo wiele, żeby wynaleźć najlepsze źródła informacji. I nie chodzi im o sławę ani pieniądze. Chcą dać świadectwo prawdzie. Ale proszę spojrzeć na statystyki – ilu z nich w ostatnich latach zginęło. To jest cena odwagi, jaką płacą.