Optymiści twierdzą, że dzieci mają dziś większy wybór. Zachodnie premiery Disneya czy Pixara szybko trafiają do polskich kin, potem pokazują je telewizje. Nasi reżyserzy, a przede wszystkim producenci zrezygnowali z realizowania filmów dla dzieci. Upadł Teatr Młodego Widza. Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. Wychowujemy kolejne pokolenie miłośników zachodnich superprodukcji, w ostateczności filmów krajowych nieudolnie je imitujących.

Podczas wakacji telewizja publiczna przypomina polskie seriale dla młodzieży, jak „Wakacje z duchami”, „Do przerwy 0: 1” czy „Janosik”. Nadchodzący tydzień przyniesie także kilka czarno-białych, jak mówią młodzi – „oldskulowych” filmów dla dzieci. Warto je najmłodszym pokazać choćby po to, by w przyszłości na hasło „polskie kino” z politowaniem nie wybuchały śmiechem.

„Szatan z siódmej klasy” Kornela Makuszyńskiego, nakręcony przez Marię Kaniewską, zdobył nagrodę w konkursie kina dziecięcego na słynnym festiwalu w Wenecji. Fakt, że miało to miejsce w 1961 roku, ale czy znakomite role Kazimierza Wichniarza, Mieczysława Czechowicza czy Poli Raksy cokolwiek się zestarzały? Ani trochę. Podobnie sprawa ma się z filmem Konrada Nałęckiego „I ty zostaniesz Indianinem”, który nakręcił powieść Wiktora Woroszylskiego kilka lat przed realizacją słynnych „Czterech pancernych”. Występują m.in. Irena Kwiatkowska i Wiesław Michnikowski.

Nie można zapominać także o najmłodszych aktorach, bez których trudno sobie dziś wyobrazić „kultowe” filmy młodzieżowe. Jedną z gwiazd był wtedy Henryk Gołębiewski (na zdjęciu – obok milicjanta), który twierdzi, że rola idola nastolatków wcale nie była taka przyjemna. – Na moim podwórku mieszkał reżyser Janusz Nasfeter, który przez okno widział rozrabiających chłopców – mówi „Rz”. – Pewnego dnia spytał, czybyśmy nie spróbowali porozrabiać przed kamerą, bo szukał dzieciaków do filmu „Abel, twój brat”. Tam wypatrzył mnie Stanisław Jędryka i zagrałem w „Wakacjach z duchami”. Było się młodym chłopakiem i człowiekowi nawet się nie śniło, że mógłby rękę podać znanym aktorom, a co dopiero z nimi grać. Rozpoznawano mnie na ulicy, głównie młodzi. Zdarzali się tacy, co zaczepiali i mówili: „Taki cwaniaczek byłeś, to teraz chodź, sprawdzimy się”. Się tłumaczyło, że to przecież było tylko na ekranie, i po sprawie. Było się inteligentnym rozrabiaką na podwórku i tak samo na planie. Siebie się grało.