Jej satyryczne żądło, przewrotność i intrygujące fantastyczne wizje do dziś czynią z niej zajmującą lekturę. Pewnie na co dzień nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale słowo „liliput”, które weszło do słownika wielu języków, zostało wymyślone właśnie przez Swifta.
Było wiele adaptacji tego bestsellera wszech czasów, ale żadna z filmowych wersji nie została na dłużej w zbiorczych notowaniach kin ani w pamięci widzów. Tę najnowszą wyreżyserował Rob Letterman, twórca obrazu „Potwory kontra obcy”. Skupił się na najchętniej ekranizowanej części „Podróży Guliwera” – pierwszej z kolei wyprawy do Krainy Liliputów. Do roli tytułowej zaangażował Jacka Blacka specjalizującego się w postaciach przygłupich wesołków, nadaktywnych abnegatów i nieudaczników, którzy zawsze myślą po fakcie, lecz nigdy przed nim („Jaja w tropikach”, „Orange County”).
Jak aktorowi poszło w filmie Lettermana, widzowie ocenią sami, ponieważ o dziennikarzach dystrybutor nie pomyślał i nie zorganizował prasowego pokazu. Odbiór „Podróży Guliwera” za oceanem i w ojczyźnie Swifta był bardzo zły. Podkreślano przerost efektów specjalnych nad treścią i poczucie humoru adresowane do nastolatków. Black dostał za swój występ nominację do Złotej Maliny dla najgorszego aktora. Pędzimy... do kin?
[ramka]USA 2010, reż. Rob Letterman, wyk. Jack Black, Emily Blunt, Amanda Peet, Jason Segel [/ramka]