Fabuła "Sponsoringu" jest prosta: mieszkająca w Paryżu dziennikarka luksusowego miesięcznika dla kobiet (Juliette Binoche) pracuje nad artykułem o sponsoringu, czyli o świecie płatnej miłości. Poznaje dwie studentki pracujące w tej branży – Francuzkę (Anais Demoustier) i Polkę (Joanna Kulig), które, opowiadając jej swoje historie, pomagają też odsłonić prawdę o niej samej, a zwłaszcza o jej seksualności.
W założeniu miał to być atrakcyjny obraz psychologiczny. Atuty zostały starannie skalkulowane: udział gwiazd, czyli Juliette Binoche, Andrzeja Chyry i Krystyny Jandy, do tego trochę seksu i odrobinę obyczajowego skandalu. Niestety, w filmie jak w kuchni: same ingrediencje nie gwarantują dobrej potrawy. Tych, którzy spodziewają się nadzwyczajnych odkryć tajemnic ludzkiej natury muszę rozczarować, bo żadnych sekretów film nie ujawnia. Chyba że za rewelacje uznać, że bohaterki wykonują swoją pracę nie tylko dla pieniędzy, ale i dla przyjemności.
Bohaterka filmu Szumowskiej zaczyna rozumieć, ile traciła dotąd, prowadząc zwykłe uporządkowane małżeńskie życie, oraz że mężczyźni bywają podli w stosunku do kobiet i ich nie rozumieją. Na Juliette Binoche, dochodzącej do tych banalnych prawd, patrzy się z przyjemnością, ale i ze współczuciem. Ta wybitna aktorka robi, co może, by uwiarygodnić graną postać, ale, niestety, szkoda jej dla tej historii. A o pracy w redakcji autorka scenariusza i zarazem reżyserka ma mierne pojęcie. Napisanie reportażu na osiem tysięcy znaków (takie jest zamówienie redakcji) nie zajmuje doświadczonej dziennikarce tak wiele czasu jak w filmie – to brak kompetencji zawodowych.
Na koniec wspomnieć trzeba o jednym niewątpliwym atucie "Sponsoringu" – jest nim nieprawdopodobna promocja. Nie ma chyba dziennika, tygodnika ani miesięcznika, w którym reżyserka Małgorzata Szumowska nie wypowiedziałaby się obficie na temat zalet swego ostatniego dzieła. Trzeba przyznać, że wyszło jej to znacznie lepiej niż sam film.