Frankenweenie - recenzja filmu

Czarno-biała animacja "Frankenweenie" to hołd Tima Burtona dla klasyki horroru i dowód na to, jak w ostatnich latach zmieniło się kino familijne – pisze Rafał Świątek

Publikacja: 05.12.2012 17:21

Victor ożywia ukochanego psa, czym wywołuje zamieszanie w miasteczku

Victor ożywia ukochanego psa, czym wywołuje zamieszanie w miasteczku

Foto: Disney

Kariera ekscentrycznego reżysera, twórcy m.in. „Batmana", „Edwarda Nożycorękiego" i „Gnijącej panny młodej", zatoczyła koło. W 1984 r., gdy miał 26 lat, nakręcił dla Disneya krótkometrażówkę o chłopcu, który ożywił ukochanego psa niczym doktor Frankenstein swoje Monstrum w powieści Mary Shelley. 29-minutowy filmik z udziałem żywych aktorów wprawił szefów Burtona w osłupienie.

Zobacz galerię zdjęć

Trudny reżyser

Nie bardzo wiedzieli, co zrobić z fabułą pełną odniesień do klasycznych filmów grozy i czarnego humoru, a tym bardziej jak sprzedać ją familijnej widowni. Choć dzięki „Frankenweeniemu" zrobiło się o Burtonie głośno w branży, Disney postanowił się z nim wtedy rozstać, bo uznano, że początkujący animator i reżyser bardziej straszy, niż bawi dzieci. Dopiero po 28 latach, gdy Burton zdobył uznanie jako jeden z najbardziej oryginalnych autorów w Hollywood, studio umożliwiło mu rozwinięcie tamtego pomysłu w pełnometrażową produkcję.

„Frankenweenie" to nostalgiczny powrót reżysera do czasów dzieciństwa. Główny bohater nazywa się Victor Frankenstein i chociaż zbieżność nazwisk z doktorem z książki Shelley i filmów z Borisem Karloffem nie jest przypadkowa, to inteligentny, ale zamknięty w sobie chłopczyk ma najwięcej wspólnego z samym Burtonem.

Reżyser jest introwertykiem obdarzonym nietuzinkową wyobraźnią. Zamiast typowych zabaw z rówieśnikami wolał rysować, a inspirację stanowiły dla niego oglądane z zachwytem horrory z lat 30. i produkcje słynnej brytyjskiej wytwórni Hammer.

Victor też stroni od kolegów. Woli kręcić amatorskie filmiki na poddaszu swego domu, a jego jedynym prawdziwym przyjacielem jest sympatyczny bulterier Sparky (Burton wspomina w wywiadach, że też miał ukochanego czworonoga, którego stratę mocno przeżył). Kiedy piesek ginie pod kołami samochodu, Victor zainspirowany szalonymi wykładami nauczyciela fizyki, pana Rzykruskiego, przywraca zwierzątko do życia, do czego wykorzystuje burze z piorunami częste w miasteczku.

Gdy inne dzieci dowiadują się, że Victor ożywił Sparky'ego, postanawiają przeprowadzić podobne eksperymenty z własnymi ulubieńcami. Wkrótce spokojne miasteczko nawiedzają upiorne monstra... We „Frankenweeniem" treść idealnie współgra z formą. Zastosowana przez Burtona animacja poklatkowa wymagająca żmudnego filmowania kolejnych faz ruchów kukiełek jest w pewnym sensie ożywianiem martwych przedmiotów, czyli dokładnie tym, co na ekranie robią Victor i jego szkolni koledzy. Poza tym ta technika w połączeniu z czarno-białą kolorystyką wywołuje nostalgię za dawnym kinem, pozwala na nowo odkryć zmurszałe motywy.

Upiorna rozrywka

Bohaterowie „Frankenweeniego" noszą imiona i nazwiska zasłużonych dla horroru twórców lub kultowych postaci. Szczególną rolę odgrywa pan Rzykruski – kukiełka będąca hołdem dla dorobku Vincenta Price'a, ukochanego aktora Burtona, gwiazdy takich filmów jak: „Gabinet figur woskowych" czy „Dom na Przeklętym Wzgórzu".

Nawet miasteczko Victora – fantastyczny miks architektury lat 50., gdy prym wiodły fabuły o potworach z „Godzillą" na czele, i 70., kiedy do głównego nurtu zaczęły się wdzierać krwawe filmy typu gore, jest ukłonem w stronę historii kina z dreszczykiem.

Co się zmieniło, że Disney stawia na „upiorną" rozrywkę? Na pewno nie Burton. Motywy, które pojawiają się we „Frankenweeniem", rozwijał konsekwentnie przez całą karierę. Osamotniony, ekscentryczny bohater, ironia, czarny humor czy wiara w siłę uczuć i wyobraźni, które znoszą granice miedzy życiem a śmiercią, realizmem i baśniowością, to jego znaki rozpoznawcze.

Ewolucję przeszedł natomiast Disney. W czasach, gdy Burton zaczynał karierę, wytwórnia stawiała na tradycyjną familijną formułę, czerpała głównie z dziedzictwa takich filmów jak „Bambi" czy „Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków".

Teraz wpisuje się w ducha czasu. W epoce „Zmierzchu" granica między rozrywką dla dzieci i dorosłych się zatarła. Popularnością wśród małych konsumentów cieszą się lalki inspirowane historiami o wampirach i zombie. Studia kręcą animacje, jak „Hotel Transylwania" czy „ParaNorman". Na tym tle „Frankenweenie" wydaje się rozczulająco niewinny. Jest listem miłosnym do przeszłości, w której monstra miały wdzięk kukiełek.

Kariera ekscentrycznego reżysera, twórcy m.in. „Batmana", „Edwarda Nożycorękiego" i „Gnijącej panny młodej", zatoczyła koło. W 1984 r., gdy miał 26 lat, nakręcił dla Disneya krótkometrażówkę o chłopcu, który ożywił ukochanego psa niczym doktor Frankenstein swoje Monstrum w powieści Mary Shelley. 29-minutowy filmik z udziałem żywych aktorów wprawił szefów Burtona w osłupienie.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało 90% artykułu
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów