Hollywoodzka fabryka snów zmagaa się z brakiem interesujących scenariuszy, zatem próbuje się ratować na dwa sposoby. Albo kupuje prawa do realizacji własnych wersji filmów, które osiągnęły sukcesy komercyjne w Europie czy ostatnio także w Korei Południowej. Albo też realizuje uwspółcześnione wersje amerykańskich hitów sprzed lat.
Tym razem padło na „Carrie” (1976) Briana De Palmy uznawaną przez historyków kina za niedoścignioną klasykę horroru.
Ten film był ekranizacją pierwszej, wydanej dwa lata wcześniej, powieści Stephena Kinga, której bohaterką była zakompleksiona licealistka obdarzona paranormalnymi zdolnościami. Odniósł nie tylko sukces komercyjny (zarobił 34 mln dolarów przy dwumilionowym budżecie), ale także artystyczny.
Sissy Spacek grająca tytułową bohaterkę i Piper Laurie w roli jej matki nominowano do Oscara, a wiele pomysłów reżysera wielokrotnie kopiowano i naśladowano.