To był ciekawy rok. W konkurencji oscarowej nie było pewniaków – wygrać mogło przynajmniej kilka tytułów. Ostatecznie zwycięzcą tegorocznej edycji została „Anora”, zgarniając pięć statuetek. Członkowie Akademii uznali ją za najlepszy film roku. Sean Baker dostał statuetki za reżyserię, scenariusz oryginalny i montaż, Mikey Madison za najlepszą rolę kobiecą. Ta opowieść o romansie nowojorskiej seksworkerki i rozwydrzonego syna rosyjskiego oligarchy, o nadziei i upokorzeniu, swoją drogę do międzynarodowych sukcesów zaczęła na festiwalu w Cannes, gdzie zdobyła Złotą Palmę.
„Anora” i seksworkerzy
Sean Baker, który jako pierwszy w historii dostał cztery statuetki za jeden film (czwartą jako współproducent „Anory”), ze sceny dziękował seksworkerkom za to, że „podzieliły się swoimi wspomnieniami i wieloletnimi doświadczeniami”. Podobne podziękowania skierowała do nich 25-letnia Mikey Madison, rzeczywiście w „Anorze” znakomita. Potem jeszcze Baker zachęcał kolegów do robienia filmów przeznaczonych do kin, nie bezpośrednio do streamingu. „Pamiętacie, gdzie zakochaliśmy się w sztuce filmowej? W kinach!”.
Prowadzący oscarową galę Conan O’Brien zażartował: „Amerykanie są zachwyceni, widząc wreszcie kogoś, kto potrafi postawić się wszechmocnym Rosjanom”. I tak naprawdę był to jedyny delikatnie polityczny żart tego wieczoru. Jednocześnie komentatorzy zauważają, że „Anorze” nie zaszkodziły kontrowersje, jakie wzbudziła nominacja za rolę drugoplanową dla Jurisa Borisowa – aktora, który gra we wspieranych przez Kreml produkcjach. Z entuzjazmem z kolei przyjęły sukces „Anory” media w Rosji, podkreślając, że gra w filmie dwóch rosyjskich aktorów (obok Borisowa także Mark Eidelstein).