Reklama

Disney nie lubił śliskich aluzji do seksu

W filmach Disneya nie było żadnych śliskich, niejasnych aluzji do płci czy seksu. Disney tego bardzo pilnował - mówi Wiesław Kot, krytyk filmowy.

Aktualizacja: 06.05.2016 14:11 Publikacja: 05.05.2016 19:35

Disney nie lubił śliskich aluzji do seksu

Foto: Fotorzepa, Bartosz Jankowski

Rzeczpospolita: GLAAD, organizacja reprezentująca środowiska LGBT, apeluje do wytwórni Disneya, by w następnej części „Gwiezdnych wojen" pojawił się jakiś wątek homoseksualny. Zainicjowała także akcję #GirlElsaAGirlfriend, by księżniczka Elsa w nowej części „Krainy lodu" została lesbijką.

Wiesław Kot: Sam Walt Disney od początku trzymał się pewnego etosu i jego filmy z wielką dyskrecją, bardzo powściągliwie wchodziły w tematy jakiegokolwiek erotyzmu. To miały być filmy dla całej rodziny i absolutnie dla wszystkich ludzi w każdym wieku. Tam nie było żadnych śliskich, niejasnych aluzji do płci czy seksu. Disney tego bardzo pilnował.

Rysowników nigdy nie korciło, by dorzucić gdzieś jakieś drugie dno?

Gdy w 1937 roku Disney montował z niezliczonej liczby rysunków swoją słynną opowieść „Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków", rysownicy, którzy ciężko pracowali w jego wytwórni, po godzinach wrzucili trochę na luz i w ramach prezentu dla szefa przygotowali Waltowi animowaną scenkę, w której Królewna Śnieżka miała pożycie z siedmioma krasnoludkami po kolei. To byli bardzo młodzi ludzie, więc im wydawało się to całkiem zabawne i myśleli, że Disney będzie zachwycony.

Jak zareagował szef?

Reklama
Reklama

Obejrzał tę animację w ramach małego, kameralnego pokazu i tuż po nim polecił natychmiast zwolnić wszystkie osoby, który miały z tym filmem cokolwiek wspólnego. A trzeba wiedzieć, że on bardzo dbał o swoich rysowników, ale jeśli naruszyli tak ważny dla niego etos, czyli tabu seksualne w filmach dla całej rodziny, to nie było zmiłuj: wszystkich wyrzucił na zbity pysk.

Wielu doszukuje się poprawności politycznej w tym, że czarnoskóry aktor Idris Elba jest na poważnie rozważany do roli nowego Jamesa Bonda...

Mówi się, że rzeczywiście jest na to duża szansa. Ludzie trochę się z tego śmieją, że to niby nowy znak końca świata, tak jak z tym czarnoskórym papieżem... Ale w sumie dlaczego nie? Każdy Bond był właściwie inny, bo to nie jest postać historyczna, którą tak czy inaczej należy odwzorować w kinie. Sean Connery był Bondem ludowym i prymitywnym, który klepał kobiety po pupach. Roger Moore to Bond lordowski, który chodził, jakby ktoś mu wetknął kij od szczotki... Był też Bond jak z żurnala fryzjerskiego, czyli Pierce Brosnan. A ostatni David Craig jest po prostu... nudny. Seria o Jamesie Bondzie potrzebuje teraz dobrego aktora i tyle.

Film
Oscary 2026: Krótkie listy ogłoszone. Nie ma „Franza Kafki”
Film
USA: Aktor i reżyser Rob Reiner zamordowany we własnym domu
Film
Nie żyje Peter Greene, Zed z „Pulp Fiction”
Film
Jak zagra Trump w sprawie przejęcia Warner Bros. Discovery przez Netflix?
Film
„Jedna bitwa po drugiej” z 9 nominacjami Złotych Globów. W grze Stone i Roberts
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama