Film dokumentalny: Rzeczywistość lepsza od fikcji

Dokumenty wypełniają luki w naszej wiedzy. To z nich, a nie z mediów dowiadujemy się, jak dziś wygląda świat.

Aktualizacja: 02.08.2016 20:26 Publikacja: 02.08.2016 19:52

Nie byłoby w tym nic osobliwego, gdyby filmy dokumentalne stanowiły jedynie uzupełniające opowieści o rzeczywistości. Ale jest zupełnie inaczej. Choć dziś często kręcone są szybko i skoncentrowane na doraźnym przekazie, to i tak nie mają konkurencji w opowiadaniu o zjawiskach, konfliktach, ludziach.

Najistotniejsze są oczywiście próby podjęcia głębszej refleksji o zdarzeniach, które z mediów docierają do widzów w postaci kilku zdań, a w tych medialnych wiadomościach trudno odróżnić informację od komentarza. Nieprzypadkowo więc na ostatnim festiwalu filmowym w Berlinie Złotym Niedźwiedziem uhonorowany został właśnie dokument – „Fuocoammare", czyli „Ogień na morzu" Gianfranco Rosiego, nakręcony na włoskiej wyspie Lampedusa, na którą przypływają barki z uchodźcami z Afryki.

Niedosyt informacji

Świadczy to o niedosycie informacji, co brzmi paradoksalnie, skoro na co dzień skarżymy się na ich nadmierną ilość. Tytuły gazet i wiadomości jednak nie wystarczają. Potrzebujemy głębszego przyglądania się i rozeznania coraz bardziej zawikłanej rzeczywistości, w której żyjemy.

Taką rolę odegrały pokazywane w ostatnim czasie w polskich kinach czy stacjach telewizyjnych dokumenty – różne zresztą jakościowo – o Syrii. Można było zobaczyć dokument „Insha Allah. Krew Męczenników" o ISIS, nakręcony przez Witolda Gadowskiego, Macieja Grabysę i Michała Króla w Iraku, Turcji, Syrii i Polsce, czy też „Syrię – dzieci wojny" Marcela Mettelsiefena o dzieciach z Aleppo.

Gdyby nie dokumentaliści, nic byśmy też nie wiedzieli o „raju" Korei Północnej. Powstaje o tym kraju wyjątkowo dużo – i to chętnie oglądanych – opowieści: od zwycięskiego na ostatnim Millennium Docs Against Gravity – „Pod opieką wiecznego słońca" Witalija Manskiego, aż do brytyjskiego dokumentu o obecnie rządzącym, czyli „Kim Dzong Un – ostatni czerwony książę".

Dzięki taklm twórcom można było także prześledzić zrekonstruowane minuta po minucie tragiczne zdarzenia w filmie „Atak na Charlie Hebdo: Terror w Paryżu" Dana Reeda.

Nie mniej ważne, a w dodatku skłaniające do refleksji, czy też weryfikujące nasze wyobrażenia, są takie filmy, jak: „Bieda sp. z o.o." Amerykanina Michaela Mathesona Millera – podejmujący problem pomocy humanitarnej dla Afryki, która wcale nie okazuje się jej beneficjentką, czy też brytyjska „Wielka japońska emerytura". John Holdsworth pokazał w nim, że ten kraj, znajdujący się obecnie w zapaści demograficznej, nie jest takim rajem, jakim nam się z dużej odległości wydaje.

Ale nie samą polityką żyją ludzie i nie tylko z nią mamy kłopot. Zdumiewają dziś nieznane dotąd zjawiska socjologiczne. Z zaciekawieniem przyjrzeć się możemy, jak postęp cywilizacji zmienił naszą mentalność. Świetny francuski dokument „My Life in France" lepiej niż ekonomiści i politycy opowiedział, co oznacza patriotyzm gospodarczy, do którego namawiani są Francuzi, oraz czym jest globalizacja, której jedynie walory są szeroko przedstawiane.

Powstają filmy o użytkownikach internetu, portali społecznościowych i o ograniczeniach, które przynoszą wraz z pozorną wolnością nieograniczonych możliwości („Życie pod nadzorem", „Facebookistan" czy „Wrzucam, więc jestem" o blogerkach modowych).

Możemy też się dowiedzieć, jak się poddać odwykowi od cyberuzależnienia i czy to w ogóle jest możliwe („Cyfrowy detoks. 90 dni bez dostępu do internetu"). Brytyjski dokument „Wojna w sieci" uświadomił widzom, że jeden człowiek z jednym laptopem może spowodować więcej zniszczeń niż tradycyjna broń.

Weryfikacja wiedzy

Twórcy filmowi dostarczają nam zatem wiedzy o głośnym kościele scjentologicznym („Scjentolodzy wyruszają na wojnę", „Droga do wyzwolenia. Scjentologia, Hollywood i pułapki wiary") lub przedstawiają powody astronomicznego powodzenia dziwnej książki – „Grey zdemaskowany. O czytelniczym fenomenie". Uświadamiają także, że co tydzień na Wyspach Brytyjskich pojawia się około 150 nowych narkotyków, z którymi nie sposób walczyć („Życie na dopalaczach"). Informują, jak przedstawia się naprawdę sytuacja niezbędnych nam do życia pszczół („Łowcy miodu. Na ratunek pszczołom" Krystiana Matyska).

Dokumentaliści pomagają nam także weryfikować dziwaczną, wyrywkową wiedzę, którą gromadzimy chaotycznie i przypadkowo.

Szczególnie cenne jednak są filmy skłaniające do zadumy nad naszą egzystencją, które bez kompleksów mogą rywalizować z filmami fabularnymi. Dwa z nich, bardzo interesujące, nakręcił Amerykanin Michael Madsen. „Jądro wieczności", adresowane do przyszłych pokoleń Ziemian, prowokuje do refleksji nad naszą cywilizacją. Pytanie, które postawił na początku filmu, brzmi: jak składować i zabezpieczać promieniotwórcze odpady. Uczciwa odpowiedź, której poszukiwał, sięga znacznie dalej, niż początkowo można by było oczekiwać.

Z kolei w „Wizycie" Michael Madsen stawia pytanie: co by się stało, gdyby na Ziemi wylądował statek kosmiczny z obcymi formami życia na pokładzie. I ujawnił, że w Wiedniu od lat 70. XX wieku funkcjonuje agenda ONZ zajmująca się przygotowaniami do kontaktów z obcymi cywilizacjami. W takich filmach przedstawiane zdarzenia stały się dopiero początkiem twórczego myślenia.

Tak więc, mimo że dokumentaliści, tak jak cały świat, gonią za aktualnością, to ich filmy są niezwykle ważnym źródłem wiedzy o rzeczywistości. A czas przynosi dystans, pomaga weryfikować zdarzenia i widzieć je z nieco innej perspektywy.

Film
Smoki, dinozaury i Scarlett Johansson w rolach głównych
Film
Kamila Dorbach dyrektorką PISF. Z kim wygrała? Jakie będą jej decyzje?
Film
Poznańska Malta z Tildą Swinton i „Za miłość!"
Film
Nieoficjalnie: Kamila Dorbach rekomendowana na dyrektorkę PISF
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Film
Historia o odwadze wygrywa IV edycję Konkursu „Wyobraź Sobie”