"Rzeczpospolita": Tomasz Kot miał ponoć zagrać w filmie o Bondzie, ale temat ucichł wraz z odejściem reżysera z produkcji. Czy polscy aktorzy mają w ogóle szansę zaistnieć w Hollywood?
Kamila Żyto: Największą gwiazdą Hollywood, która pochodziła z Polski, była Pola Negri. Trzeba tylko zwrócić uwagę na jeden aspekt – to była gwiazda kina niemego, co w dużym stopniu pomogło jej w karierze. Nie miała problemu, który mają aktorzy epoki dźwiękowej. W ich wypadku sprawa kariery często rozbija się o akcent. Dlatego jeśli polscy aktorzy są angażowani do produkcji w USA, to obsadza się ich najczęściej na drugim planie albo – jak w przypadku Tomasza Kota – jako czarne charaktery, ponieważ śpiewność akcentu wschodnioeuropejskiego dodaje postaci egzotyki.
Wszystko zatem zaczęło się i skończyło na Poli Negri?
Poza nią żaden Polak ani Polka nie zagrali głównej roli w hollywoodzkiej produkcji. I choć w swoim czasie pojawiło się kilka aktorek, które zdawały się mieć szansę na karierę – tak było w przypadku Joanny Pacuły czy Elżbiety Czyżewskiej – to nie zapisały się one na kartach historii kina. Na swoją szansę wciąż czekają współczesne aktorki, takie jak Weronika Rosati czy Alicja Bachleda-Curuś. To także ciekawa dysproporcja, że wymieniam same aktorki, bo jeszcze mniej w Hollywood pojawia się polskich aktorów. Udało się to Danielowi Olbrychskiemu, ale on także zagrał czarny charakter z Europy Wschodniej.
W Hollywood odnajdują się hiszpańscy aktorzy, m.in. Javier Bardem czy Penélope Cruz. Akcent im nie przeszkadza?