Pożegnanie z papierosem

Kino będzie musiało się obyć bez kłębów tytoniowego dymu, który otaczał silnych mężczyzn i kobiety kusicielki

Publikacja: 06.03.2010 14:00

Iggy Popp i Tom Waits w „Kawie i papierosach”

Iggy Popp i Tom Waits w „Kawie i papierosach”

Foto: AFP

Red

Wszelkiego rodzaju antynikotynowe lobbies – od poważnych organizacji medycznych po fanatyczne, obywatelskie czy rodzicielskie grupy nacisku – jednoczą ostatnio siły pod szyldem Smoke-Free Cinema, by raz na zawsze wykorzenić palenie na ekranie. Ostatnio wzięły one na celownik kinowy superprzebój „Avatar” Jamesa Camerona za to, że w jednej ze scen poirytowana Sigourney Weaver rozgląda się za swoim papierosem. Oberwało się też filmom „Nostalgia anioła” Petera Jacksona z kopcącą jak komin Susan Sarandon oraz animacji „Fantastyczny Pan Lis” Wesa Andersona i komiksowi

„X-Men geneza: Wolverine”. Wygląda na to, że wielki biznesowy układ między Hollywoodem a producentami papierosów, komfortowo funkcjonujący od lat 20. zeszłego stulecia, ma się ku definitywnemu końcowi.

Z punktu widzenia producentów filmowych zagrożenie jest poważne, bo gra toczy się o miliony widzów poniżej 17. roku życia. W 2007 roku 32 prokuratorów stanowych zwróciło się do stowarzyszenia Motion Picture Association of America (MPAA), odpowiedzialnego za przyznawanie filmom kategorii określających dolną granicę wieku publiczności kinowej, by obrazom zawierającym sceny palenia tytoniu nadawać bardziej restrykcyjną kategorię „R” (młody człowiek poniżej 17. roku życia na takie filmy nie zostanie wpuszczony bez towarzystwa osoby dorosłej). Chyba że jednocześnie pokazane zostaną zgubne skutki nałogu (jak choćby w komedii „Romance & Cigarettes” Johna Turturro) albo sceny z paleniem będą miały solidne uzasadnienie historyczne. Trudno przecież wyobrazić sobie dramat wojenny z czasów bitwy o Anglię z Churchillem bez cygara w ustach albo Sherlocka Holmesa bez fajki. Jeszcze dalej w swej bezkompromisowości idą lekarze zrzeszeni w British Medical Association. „Gwiazdy filmowe, które palą na ekranie – czytamy w ich apelu – powinny być przez cenzorów traktowane w taki sam sposób, jakby uczestniczyły w scenach ekstremalnego seksu lub przemocy”.

 

 

Długa wojna nikotynowego lobby o rehabilitację palenia na ekranie – dowcipnie pokazana w filmie „Dziękujemy za palenie” (2006) Jasona Reitmana – jest już właściwie przegrana. Prawdopodobnie w bardzo niedługim czasie MPAA palenie tytoniu podda cenzurze na równi z seksem, przemocą, narkotykami i nieprzyzwoitym językiem. A to będzie oznaczało, że dzieci i młodociani poniżej 17. roku życia nie zobaczą w kinie palących aktorów. Nie czekając na wprowadzenie nowych, ograniczających znacząco zyski zasad kwalifikacji filmów, Disney już ogłosił, że w jego filmach palenie tytoniu będzie całkowicie wyeliminowane. Dla tej zorientowanej na kino familijne wytwórni – której założyciel, jak na ironię, wypalał monstrualną ilość papierosów dziennie i zmarł na raka płuc – to nie problem. W firmowanych przez nią filmach zawsze palenia było mało i zwykle było ono przypisane czarnym charakterom. Jedyna wyrazista postać z disneyowskich produkcji to uzbrojona w papierosa w długiej fifce Cruella de Vil ze „101 dalmatyńczyków”, zostawiająca za sobą chmurę duszącego, jadowitego dymu.

Patrząc z perspektywy koncernów tytoniowych, skutecznie ostatnimi laty wyrugowanych z przestrzeni reklamowej, było o co walczyć. Według ostatnich szacunków, w samych tylko Stanach Zjednoczonych swą przygodę z papierosem rozpoczyna każdego roku 390 tysięcy nastolatków, które w całym swym życiu puszczą z dymem 4,1 miliarda dolarów. A trudno, doprawdy, skuteczniej zachęcić małolatów do sięgnięcia po papierosa, niż poprzez podsunięcie im kuszącego przykładu palącego idola. Jeden tylko plakat do filmu „Olbrzym” (1956) George’a Stevensa, przedstawiający wielki portret Jamesa Deana z papierosem w ustach, miał siłę rażenia nieporównywalnie większą niż tysiące reklam (wówczas jeszcze powszechnie dozwolonych) rozproszonych w różnych magazynach i gazetach.

Palenie na ekranie wydaje się rzeczywiście eleganckie, powabne, dorosłe, a nawet egzystencjalne czy wręcz metafizyczne, no i, oczywiście, nieszkodliwe. Naturalnie, jeśli pominąć odosobnione, odstręczające od nikotyny przypadki inspektora Columbo z telewizyjnego serialu z zatruwającym atmosferę nieodłącznym cygarem czy karykaturalnie odpalającego papierosa od papierosa Elliotta Goulda jako detektywa Philipa Marlowe’a w „Długim pożegnaniu” (1973) Roberta Altmana.

Jednak to twórcy niezależni, dążący do maksymalnie wiernego odzwierciedlenia rzeczywistości, zdają się mieć kłopot. Wprawdzie nie adresują oni swych filmów do młodocianej publiczności, a palenie w ich filmach ma wymiar raczej zwykły, codzienny, to jednak – zważywszy na ich balansowanie na granicy opłacalności – jakiekolwiek podwyższenie wiekowej poprzeczki może ich z dnia na dzień pozbawić pracy. W jakimś sensie jako protest przeciw antynikotynowym krzyżowcom, nie baczącym, że wylewają dziecko z kąpielą, można odczytać ciekawe filmy Wayne’a Wanga, „Dym” i „Brooklyn

Boogie”, jak i cykl krótkich, przewrotnych metraży Jima Jarmuscha pod wspólnym tytułem „Kawa i papierosy”.

 

 

Filmowcy już na początku ery filmu dźwiękowego odkryli, że tytoniowy dym jest bardzo fotogeniczny. Nasyca obraz filmowy aurą tajemnicy, a nawet magii, niemal tak jak mgły czy opary w „Makbecie” czy dramatach samurajskich. Spowity kłębami dymu mężczyzna zyskuje psychologiczną głębię, potwierdza siłę swego charakteru, hartuje status samca alfa, jak choćby grani przez Humphreya Bogarta bohaterowie filmów „Casablanca”, „Wielki sen”, „Mieć i nie mieć” czy „Deadline U.S.A. ”.

Natomiast gdy po papierosa sięga kobieta, to wiadomo, że nie jest ona grzeczną, pokorną dziewczynką, lecz osobą niezależną, pewną siebie, ale też i kusicielką. Gdy Bette Davis w „Trzech kameliach”, Laureen Bacall w „Mieć i nie mieć”, Rita Hayworth w „Gildzie” czy Audrey Hepburn w „Śniadaniu u Tiffany’ego” zwracają się do swych ekranowych partnerów o ogień, to nikt na widowni nie ma wątpliwości, że jest to zaproszenie do erotycznej gry, czasem bardziej sugestywnej niż pokorne nadstawianie ust do drętwego, sparaliżowanego kodeksem Haysa pocałunku.

Te schematy w sposób doskonały funkcjonowały zwłaszcza w latach 40. i 50. Trudno było sobie wyobrazić wolne od dymu sceny rozgrywające się w barach czy redakcjach, na dworcach kolejowych czy salonach władzy. Bez umiaru kopcono w czarnych kryminałach, filmach gangsterskich, wielkomiejskich dramatach i westernach. Klimat tamtych czasów znakomicie przywołały niedawno stylizowane na dawne kino obrazy „Człowiek, którego nie było” braci Coen i „Good Night, And Good Luck” George’a Clooneya.

Drugi z wymienionych filmów jest biografią słynnego w epoce mccarthyzmu prezentera telewizyjnego Edwarda R. Murrowa, który bezkompromisowo walczył z nagonką na ludzi podejrzanych o sympatie prokomunistyczne. Jego bezkompromisowość w jednym wszakże aspekcie miała słaby punkt. Murrow był na liście płac producenta papierosów Kent i tylko ten gatunek mógł palić na wizji podczas swych programów. Podejrzewać Murrowa o hipokryzję byłoby jednak zwodniczym nakładaniem dzisiejszych kryteriów przyzwoitości na przeszłość. Wszystkie ówczesne gwiazdy, czy to filmowe, czy telewizyjne, brały regularne pensje od koncernów w rodzaju American Tobacco, Reynolds czy Liggett & Meyers za reklamowanie ich gatunków papierosów. Wśród tych gwiazd spotykamy takie nazwiska jak: Gary Cooper, John Wayne, Joan Crawford, Rita Hayworth, Spencer Tracy, Bette Davis, Clark Gable, Edward G. Robinson, Henry Fonda czy Steve McQueen. Ponadto, znaczną część budżetu na realizację wielu znakomitych filmów, choćby „Casablanki”, pokrywały koncerny tytoniowe.

Bodaj ostatnią gwiazdą, która oficjalnie brała kasę od producentów papierosów, był Sylvester Stallone. Koncern Brown & Williamson wypłacił mu w 1983 roku pół miliona dolarów, by w pięciu filmach, nie wyłączając serii „Rambo”, reklamował Lucky Striki. Jak to jest dzisiaj, nie wiadomo. Nikogo nie złapano za rękę. Ale wiadomo, że wśród palących gwiazd są m.in. Nicole Kidman, Sharon Stone, Brad Pitt, Leonardo DiCaprio, Johnny Depp, Russell Crowe i Pierce Brosnan.

 

 

Prawdopodobnie to stara zepsuta Europa zaraziła amerykańskich filmowców miłością do tytoniowego dymu. Palenie na ekranie do rangi sztuki wynieśli twórcy ekspresjonizmu niemieckiego, których spadkobiercą był m.in. Josef von Sternberg, twórca „Błękitnego Anioła” (1930) z Marleną Dietrich, wybitną aktorką zasługującą bez wątpienia na honorowy tytuł matki przełożonej wszystkich późniejszych hollywoodzkich wampów.

Nie gorsi byli Francuzi, najpierw lansujący palących na ekranie aktorów formatu Jeana Gabina („Ludzie za mgłą”) czy piosenkarza Yves Montanda („Cena strachu”), a potem – już w czasach nowej fali Jean-Luc Godarda, Louisa Malle’a czy Francois Truffauta – stawiający dosadny znak równości między paleniem a wolnością i buntem. Tyle tylko, że jeśli w Europie palenie miało raczej bezinteresowny i artystyczny charakter, a dotyczy to nie tylko Francuzów, ale choćby i Polaków (Zbigniew Cybulski, Andrzej Łapicki), to w Ameryce natychmiast proceder ten przyjął formę prostackiego product placementu.

Dwa niby niepozorne fakty z lat 80. sprawiły, że sielankowy układ między Hollywoodem a producentami papierosów został wystawiony pod publiczny pręgierz. Pierwszy z tych faktów to śmierć na raka płuc niejakiego Lorne’a Lutcha, powszechnie znanego z milionów reklam jako supermęskiego kowboja Marlboro Man, która odbiła się szerokim echem w USA. Drugim faktem było niemal samobójcze ściągnięcie na siebie gromów rosnącego w siłę antynikotynowego lobby przez twórców filmu „Superman II” (1980). Wszelkie granice reklamowej nachalności w tym przypadku zostały przekroczone. Dziennikarka Lois Lane (Margot Kidder) pali na ekranie Marlboro w ilościach hurtowych, a w jednej ze scen pojawia się nawet w sugestywnie biało-czerwonym kostiumie. Na niechlubną listę sponsorowanych przez przemysł tytoniowy filmów dla młodocianej widowni wpisały się również takie tytuły, jak „Muppety jadą do Hollywood” i „Kto wrobił królika Rogera?”

Tego już było za wiele. W prasie pojawiły się demaskatorskie artykuły na temat tego, kto i na co umarł. Ujawniono, że na wywołanego paleniem raka zmarło wielu beneficjentów wielkich tytoniowych koncernów, m.in. Humphrey Bogart, John Wayne, Gary Cooper, Audrey Hepburn, Steve McQueen. Tabu przestało być tabu. Rozpoczęła się wojna.

Ostrzegawcze sygnały, jakie odnotowano w latach 80., niczego jednak nie nauczyły partnerów trwającego dekady lukratywnego romansu. Ani Hollywoodu, ani koncernów tytoniowych. Owszem, na chwilę ogłosili oni separację, ale gdy burza przycichła, chciwość okazała się silniejsza już nie tylko od zdrowego rozsądku, ale i instynktu przetrwania. Zignorowano fakt, że od tamtej pory antynikotynowe lobby zaczęło skrupulatnie odnotowywać ilość tzw. incydentów tytoniowych (palenie, reklama w tle, niby przypadkowa paczka papierosów, firmowa popielniczka etc) w filmach. Dane za 2002 rok okazały się wstrząsające. Jak podaje praca „Tobacco And the Movie Industry” Annemarie Charlesworth i Stantona A. Glantza, w tamtym krytycznym roku ilość owych incydentów wzrosła średnio aż do 10,9 na godzinę, w porównaniu z 4,9 w krytycznym roku 1982. Niewiarygodne jest to, że te 10,9 incydentów to tylko o 0,2 mniej niż w złotych latach 50.

 

 

Można się spierać, czy to rzeczywiście kino jest pierwszym winowajcą odpowiedzialnym za palenie młodocianych. Kino jest jednak łatwym do zidentyfikowania celem i już nieraz było oskarżane o całe zło tego świata: propagowanie rozpusty i przemocy, inspirowanie samobójstw, lansowanie antyspołecznych zachowań. Nowością w przypadku silnie skonsolidowanego ruchu Smoke-Free Cinema jest to, że jego metody działania jako żywo przypominają ostre antynikotynowe kampanie, jakie prowadził w Niemczech nazistowski reżim, który wspierał się opublikowanymi w 1929 roku wynikami badań nad rakiem doktora Fritza Lickinta z Drezna.

Z drugiej strony trzeba postawić sobie pytanie, czy w ogóle warto dziś sobie zawracać głowę całym tym paleniem na ekranie. Na dobrą sprawę współczesne kino, zwłaszcza amerykańskie, jest w znakomitej większości tak upośledzone intelektualnie, rachityczne artystycznie i infantylne, a w swych ambitniejszych porywach rzadko wznoszące się ponad poziom doraźnej publicystyki, że może spokojnie obyć się bez takich rekwizytów, jak papieros, cygaro czy fajka. Hollywood nie jest ofiarą jakiegoś kosmicznego spisku lecz własnej chciwości. Jeśli dziś zbiera burze, to dlatego, że posiał wiatr ponad pół wieku temu, sięgając głęboko do kiesy producentów papierosów.

A tak na marginesie, antynikotynowe lobby nie jest wynalazkiem XX wieku. Wrogami palenia tytoniu byli już wszakże królowa Elżbieta I, która utyskiwała na fetor palonego zielska, przywiezionego z Nowego Świata. Zaś jej następca, król Jakub I określił palenie jako „obyczaj nieprzystojny dla oka, nienawistny dla nosa, szkodliwy dla mózgu i niebezpieczny dla płuc”. Inna sprawa, że 400 lat później legiony małych Elżbietek i Jakubków mogą naprawdę uczynić ten świat nieznośnym, nie tylko dla palaczy.

Wszelkiego rodzaju antynikotynowe lobbies – od poważnych organizacji medycznych po fanatyczne, obywatelskie czy rodzicielskie grupy nacisku – jednoczą ostatnio siły pod szyldem Smoke-Free Cinema, by raz na zawsze wykorzenić palenie na ekranie. Ostatnio wzięły one na celownik kinowy superprzebój „Avatar” Jamesa Camerona za to, że w jednej ze scen poirytowana Sigourney Weaver rozgląda się za swoim papierosem. Oberwało się też filmom „Nostalgia anioła” Petera Jacksona z kopcącą jak komin Susan Sarandon oraz animacji „Fantastyczny Pan Lis” Wesa Andersona i komiksowi

Pozostało 96% artykułu
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów