Reżyser, którego zaskoczył sukces

Debiutant Łukasz Palkowski. Za film "Rezerwat", który dziś wchodzi na ekrany, dostał mnóstwo nagród, a trzy dni temu Paszport "Polityki"

Publikacja: 10.01.2008 21:42

Reżyser, którego zaskoczył sukces

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

– Jeszcze od tych nagród nie zwariowałem – mówi ze śmiechem Łukasz Palkowski. – W głowie mi się nie przewróciło i mam nadzieję, że nie przewróci. Czuję się trochę tak, jakby to wszystko nie mnie dotyczyło. Jeszcze w maju ubiegłego roku zastanawialiśmy się, czy ktokolwiek zechce nasz film obejrzeć.

Palkowski (rocznik 1976) długo szukał swej drogi. Pochodzi z artystycznej rodziny, ojciec był malarzem, sportowcem. Ale w domu się nie przelewało i jako szesnastolatek zaczął pracować.

Mieszkał w Warszawie, przy ulicy Pańskiej. Niedaleko, na Grzybowskiej, była giełda komputerowa, która funkcjonowała w weekendy.

– Załapałem się – mówi. – A że nieźle naprawiałem i składałem komputery, poznałem cały ten światek handlu nimi i zaraz po maturze w kilka osób pojechaliśmy "przejąć rynek" Trójmiasta. Udało się, siedziałem rok na Wybrzeżu. Ale mnie to znudziło.

Wymyślił sobie, że będzie grafikiem komputerowym. Wrócił do Warszawy i zgłosił się do agencji reklamowej, na ogłoszenie wyszukane w gazecie

– Niewiele umiałem, ale dostałem się na staż i pierwszego dnia zrobiłem okładkę płyty, z którą firma miała kłopot – opowiada. – Dostałem umowę na czas nieokreślony i dużą podwyżkę.

Praca grafika też go nie satysfakcjonowała, nie mógł znieść ograniczeń, cenzury, ciągłego podlegania innym. Szukał dalej, myślał o malowaniu, pisaniu. Zmienił kilka agencji, wreszcie trafił do firmy, która robiła promocję filmu "Ogniem i mieczem". Wtedy wpadła mu do ręki książka Łysiaka "Dobry". Pomyślał, że urodził się po to, by ją zekranizować. Pojechał na egzamin do PWSFTViT w Łodzi. I oblał.

Zapisał się do Akademii Filmu i Telewizji, chcąc naukę w tej płatnej szkole potraktować jak korepetycje. Ale trafił na wykładowców, którzy potrafili go zainspirować. Świetnie wspomina zajęcia z Józefem Gębskim, Tomaszem Filipczakiem, Wiesławą Czapińską, Zygmuntem Królem. Już wiedział, że to jego droga. Nie wrócił do Łodzi, ale Akademii też nie skończył. – Jeszcze chyba wiszę czesne za jakiś semestr – śmieje się.

Zaczął pracować w filmach jako asystent. Nie u wielkich mistrzów, raczej u kolegów, którzy kończyli "Łódź". I na podstawie opowiadania Himilsbacha zrealizował 40-minutowy film "Nasza ulica" o chłopcu zaszczutym w czasie II wojny światowej.

– Po przeczytaniu trzech stron o śmierci dziecka czułem, jakby ktoś mi dał w pysk – wspomina. – Napisałem scenariusz. Dodałem kilka postaci z innych opowiadań Himilsbacha. Kinematografia przeżywała kryzys, nie było mowy o dotacjach. Producentka Kama Jańczyk wycisnęła drobne pieniądze z firm budowlanych, zabrakło mi taśmy na zrealizowanie dwóch ważnych scen. Ale "Nasza ulica" powstała, dostała nawet nagrodę na Festiwalu Filmów Żydowskich.

Potem był już scenariusz Marcina Kwaśnego "Rezerwat". Palkowski czuł, że to fantastyczny materiał. Przerobił go po swojemu, a Jańczyk zaniosła tekst Maciejowi Ślesickiemu, właścicielowi firmy Paisa. I dostali na realizację 1,5 mln złotych (pół miliona to wkład Ślesickiego). Ekipa pracowała za połowę stawki, ale wszyscy mieli entuzjazm, świetnie się razem czuli i bawili.

Palkowski zakochał się w niepowtarzalnej atmosferze starej Pragi, polubił mieszkańców ulic Konopackiej i Stalowej.

– Ci fantastyczni ludzie zaczęli nas traktować jak element krajobrazu. Czuliśmy się jak u siebie – mówi i oddaje tę przyjaźń: zaprosił aktorów amatorów na premierę filmu, w kinie przygotował wystawę zdjęć dzieci fotografujących Pragę.

Dzisiaj Łukasz Palkowski wie, że znalazł swoje miejsce. Chce robić filmy. Ale nie potrafiłby być rzemieślnikiem przyjmującym zlecenia. – Muszę wierzyć w to, co opowiadam – mówi.

Marzą mu się rozmaite fabuły, np. ekranizacja pamiętników Paska. – Interesuje mnie wszystko, z wyjątkiem komedii romantycznych. W nich niczego dla siebie nie znajduję – przyznaje.

Na razie zdarzył się cud. Po sukcesie "Rezerwatu" Palkowski dostał od producentów mnóstwo propozycji. – Wybrałem kilka ciekawych scenariuszy. Najbliżej realizacji jest chyba tekst Jarosława Sokoła "Stanley", który ma produkować firma SPI. To piękna, słodko-gorzka historia ciągnąca się od lat 60. do dziś.

Pracuje zachłannie, jednocześnie nad kilkoma tematami. Także nad własnym scenariuszem o doliniarzach z bazaru Różyckiego, ale na razie kręci odcinki serialu TVN "39 i pół".

– To opowieść o podstarzałym punkowcu, który się zorientował, że kończy czterdziestkę i musi coś zrobić z życiem – objaśnia. – Jego świat zestawiony jest ze światem 16-letniego syna, którego chce odzyskać.

Nie może się doczekać, by znów wyjechać na plan filmu. Oczywiście z tą samą zaprzyjaźnioną ekipą.

Pytam, czy sukces "Rezerwatu" go nie sparaliżuje. – Nie. Nie boję się, że mój drugi film będzie gorszy – odpowiada. – Najgłupsza rzecz, jaką mógłbym teraz zrobić, to próbować przeskakiwać siebie. Jeśli następny film okaże się słabszy od "Rezerwatu", spróbuję tak nakręcić trzeci, żeby był lepszy od obu poprzednich.

To jeden z najbardziej obiecujących debiutów. Łukasz Palkowski zrobił ciepły film o odchodzącym świecie i o tym, co w życiu najważniejsze. Młody fotograf osiedla się w starej praskiej kamienicy. Traktuje nowych sąsiadów z dystansem i lekką wyższością, przypatruje im się trochę jak zwierzętom w zoo. Bo też trafia tam, gdzie inteligenci z lewobrzeżnej Warszawy raczej się nie zapuszczają. Z ukrycia fotografuje awanturę, jaka wybucha między seksowną sąsiadką fryzjerką a jej facetem. Ten fotoreportaż ma być jego trampoliną do kariery. Ale stara Praga okaże się dawno zapomnianym, utopijnym marzeniem o prawdziwej wspólnocie. Bo tych podwórkowych pijaczków, kioskarkę, starego człowieka z zakładu fotograficznego, nawet blond fryzjerkę, za którą ogląda się każdy chłop z okolicy, łączy jakaś niezwykła solidarność. Wszyscy oni mają własną moralność i niepisane prawa, których się nie łamie. Tutaj można zwinąć przechodniowi portfel, ale swojego oszukać nie wolno.

Przy takim filmie łatwo przeszarżować. Ale „Rezerwat” ma precyzyjny scenariusz, a reżyser, wspierany przez znakomitą Sonię Bohosiewicz, przekonującego Marcina Kwaśnego i autentycznych mieszkańców Pragi, dozuje napięcie, humor, wzruszenia. Debiut Łukasza Palkowskiego jest swego rodzaju fenomenem: przemawia do widzów wszystkich pokoleń. Może dlatego, że choć osadzony w praskich realiach, w gruncie rzeczy jest bajką o świecie, którego cząstkę – jak w rezerwacie – warto ocalić.

„Rezerwat”. Polska, 2007. Reż. Łukasz Palkowski. Dystrybucja Fundacja Film Polski

– Jeszcze od tych nagród nie zwariowałem – mówi ze śmiechem Łukasz Palkowski. – W głowie mi się nie przewróciło i mam nadzieję, że nie przewróci. Czuję się trochę tak, jakby to wszystko nie mnie dotyczyło. Jeszcze w maju ubiegłego roku zastanawialiśmy się, czy ktokolwiek zechce nasz film obejrzeć.

Palkowski (rocznik 1976) długo szukał swej drogi. Pochodzi z artystycznej rodziny, ojciec był malarzem, sportowcem. Ale w domu się nie przelewało i jako szesnastolatek zaczął pracować.

Pozostało 92% artykułu
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko