Ostatnie lata nie były dla niego łaskawe. Sparaliżowany po nieudanej operacji kręgosłupa, od 2003 roku był przykuty do wózka inwalidzkiego. Kiedyś ruchliwy, wiecznie w biegu, głęboko przeżywał niepełnosprawność. Ból, poczucie izolacji i odcięcia od świata najpełniej wyraził w ostatnim filmie „Ja i ty".
Był jednym z wielkich artystów XX wieku. Wciąż od nowa szukał idei, dla której warto żyć. W kinie też się nie powtarzał. – Kiedy kończę film, przewracam stronę w książce życia i rzucam się w coś nowego. Lubię ryzyko – powiedział mi kiedyś w wywiadzie. I jak mało kto potrafił marzyć.
Urodził się w 1940 roku, był synem poety i krytyka filmowego Attilia Bertolucciego, przyjaciela Pasoliniego. W burzliwym roku 1968, gdy miał 27 lat, w jego życiu mieszały się ze sobą polityka, młodzieżowy bunt, pragnienie wolności, seks, muzyka i największa miłość – kino. Kochał francuską Nową Falę, jego mistrzem był Jean-Luc Godard.
Od debiutanckiej „Kostuchy" podejmował tematy trudne. Przyglądał się burżuazyjnemu społeczeństwu, nieobce były mu rozrachunki z faszyzmem. Miał 32 lata, gdy na motywach prozy Alberta Moravii nakręcił „Konformistę", historię młodego mężczyzny, który bezkrytycznie idzie za obowiązującą ideologią i w okresie rządów Mussoliniego staje się faszystą.
Z historią Włoch rozliczał się też w „Strategii pająka", a wreszcie w „Wieku XX". Bohaterami tej epopei byli dwaj mężczyźni urodzeni w tym samym dniu, w 1901 roku, w wiejskim majątku. Jeden jako syn właściciela, drugi – najemnego robotnika. W ich losach odbiło się 45 lat dziejów Włoch, a film był wyrazem ówczesnych, marksistowskich przekonań reżysera.