To była najlepsza edycja imprezy od czasu przeprowadzki Nowych Horyzontów z Cieszyna do Wrocławia.
Podczas retrospektyw twórczości różnych reżyserów widzowie mogli poznać między innymi: poetyckie kino greckiego mistrza Theo Angelopoulosa, osobiste filmy Terence'a Daviesa, malarskie obrazy Vincenta Warda i pełne pasji dzieła Andrzeja Żuławskiego.
Imponująco prezentował się przegląd brazylijskiej retomady i obrazów z Nowej Zelandii. Wspaniale wypadła również sekcja "Mistrzowie". Najnowsze filmy Jerzego Skolimowskiego, braci Dardenne'ów, Paula Sorrentino, Abdellatifa Kechiche'a były ozdobą festiwalu.
Słowem – nie ma w Polsce filmowej imprezy, która oferowałaby ludziom więcej. Jednak to bogactwo ma swoją cenę. W natłoku wydarzeń blednie fundament, na którym zbudowano legendę festiwalu – międzynarodowy konkurs "Nowe horyzonty".
Roman Gutek powołał go do życia, bo chciał podzielić się z publicznością filmami, które go poruszyły. Pokazać widzom, że w kinie można mówić innym językiem niż ten, który obowiązuje w głównym nurcie. I udało się. Stworzył atmosferę do rozmowy o nowych trendach w sztuce filmowej. Wychował sobie młodą publiczność, dlatego że w Sanoku i Cieszynie o konkursowych pokazach żywo dyskutowano – organizatorzy tłumaczyli widzom swoje wybory, o poszczególne tytuły spierano się na łamach gazety festiwalowej lub w Hyde Parku. Widać było, że "Nowe horyzonty" otaczane są szczególną troską.