"Czy pamiętasz, jak ze mną tańczyłeś walca..." – śpiewa po polsku Rosjanka Wiera w pierwszej i ostatniej scenie filmu. Ta mocna muzyczna klamra zamyka nie tylko dramatyczne wątki romansowe.
"Czy pamiętasz...?" – mógłby zapytać starszych widzów reżyser i zarazem współscenarzysta filmu Waldemar Krzystek, wracający na ekranie w nieodległe czasy – narzuconej odgórnie „wielkiej przyjaźni między bratnimi narodami” i rozliczający wciąż niełatwe polsko-rosyjskie relacje.
Akcja filmu rozgrywa się w tytułowej Małej Moskwie, czyli Legnicy, nazwanej tak z powodu ilości radzieckich wojsk stacjonujących na jej terenie. W 1957 roku z mężem lotnikiem (Dmitrij Ulianow) do oddzielonej murem i pilnie strzeżonej bramami strefy przyjeżdża Wiera (Swietłana Chodczenkowa). 50 lat później jej tropem podąża córka, próbując zrozumieć, dlaczego jej matka zginęła.
[srodtytul]„Wriemia...” na historię[/srodtytul]
„Mała Moskwa” jeszcze przed premierą zdążyła narobić sporo szumu. Oklaskiwano ją na wrześniowym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, gdzie otrzymała Grand Prix, czyli Złote Lwy, oraz nagrodę dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej: Swietłany Chodczenkowej za podwójną rolę matki i córki. Ale już w podsumowaniach festiwalu część prasy ostro skrytykowała decyzje jury.