Reklama

Talenty i przełomy polskiej animacji

Polska animacja, jak kino fabularne, ma bogatą historię. Ale znacznie mniej publikacji. Lukę tę nadrabia teraz Polskie Wydawnictwo Audiowizualne

Aktualizacja: 26.01.2009 08:02 Publikacja: 26.01.2009 00:39

Po serii albumów DVD, przypominających wybitne dokonania w tej dziedzinie, przyszła pora na długo oczekiwaną książkę „Polski film animowany” pod redakcją Marcina Giżyckiego i Bogusława Żmudzińskiego. Dzięki niej dużo łatwiej zrozumieć, skąd wzięły się międzynarodowe sukcesy polskich animatorów – od Zbigniewa Rybczyńskiego do Tomasza Bagińskiego.

Książka wszechstronnie analizuje fenomen polskiej szkoły animacji. Zaczyna od uporządkowania chronologii i przypomnienia, że ojcem polskiej animacji był Władysław Starewicz, który zrealizował w 1911 roku pierwszy film lalkowy „Piękną Lukanidę”.

Awangardowe poszukiwania Franciszki i Stefana Themersonów w latach 20. i 30. ub. wieku dały początek ambitnym eksperymentom, kontynuowanym po wojnie m.in. przez Jana Lenicę, Waleriana Borowczyka, Józefa Robakowskiwgo.

Po Październiku ’56 przez ćwierć wieku trwała świetna passa polskiej animacji. Można się zatem spierać z wartościującymi ocenami autorów, czy lata 60. to „złota”, a 70. „srebrna” dekada animacji. W obu dziesięcioleciach nie brakowało artystycznych indywidualności i nowatorskich realizacji.

Natomiast na przełomie lat 70. i 80. w animacji dla dorosłych zaczęło przybywać komentarzy do otaczającej rzeczywistości, jak w metaforycznym „Tangu” Rybczyńskiego, nagrodzonym Oscarem.

Reklama
Reklama

Po 1989 polska animacja, jak cała kinematografia, musiała w kolejnej dekadzie budować swoje struktury od nowa. Na szczęście nigdy nie brakowało talentów miary Piotra Dumały, Jerzego Kuci czy Mariusza Wilczyńskiego. Szanse rozwoju współczesnej polskiej animacji to z jednej strony autorskie filmy polskich twórców, z drugiej – międzynarodowe koprodukcje, jak „Piotruś i wilk”.

Jest również rozdział poświęcony twórczości dla dzieci. Uświadamia, że naszą mocną stroną były zwłaszcza telewizyjne seriale z ulubieńcami wielu pokoleń: Bolkiem i Lolkiem, Misiem Uszatkiem, Colargolem czy kotem Filemonem. Ale zdarzały się i niekonwencjonalne eksperymenty, jak choćby realizacja „14 bajek z królestwa Lailonii dla dużych i małych” Leszka Kołakowskiego. Dziecięca animacja czeka na osobną publikację.

[i]„Polski film animowany” pod red. Marcina Giżyckiego i Bogusława Żmudzińskiego, Warszawa 2008[/i]

Po serii albumów DVD, przypominających wybitne dokonania w tej dziedzinie, przyszła pora na długo oczekiwaną książkę „Polski film animowany” pod redakcją Marcina Giżyckiego i Bogusława Żmudzińskiego. Dzięki niej dużo łatwiej zrozumieć, skąd wzięły się międzynarodowe sukcesy polskich animatorów – od Zbigniewa Rybczyńskiego do Tomasza Bagińskiego.

Książka wszechstronnie analizuje fenomen polskiej szkoły animacji. Zaczyna od uporządkowania chronologii i przypomnienia, że ojcem polskiej animacji był Władysław Starewicz, który zrealizował w 1911 roku pierwszy film lalkowy „Piękną Lukanidę”.

Reklama
Film
Marcin Dorociński, przeboje z Cannes i nie tylko
Film
Stare kino jest jak dobre wino i coraz popularniejsze
Film
Gdynia 2025: Holland, Machulski, Pasikowski i Smarzowski powalczą o Złote Lwy
Film
„Follemente. W tym szaleństwie jest metoda”, czyli randka w ciemno
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Film
Trudne wyzwania imigranckich dzieci z wiedeńskiej podstawówki
Reklama
Reklama